Portal Społecznościowy Klubu "Chimera" Kędzierzyna-Koźla
Gonen przyczepił się do pasa Seyi i objął go rękoma by nie spaść. Szabrownik podniósł rękę, wycelował w jeden z poziomych wsporników nad nimi i wystrzelił kotwiczkę. Zaczepiła się ona niedaleko belki pionowej jakieś 9 metrów nad nimi. Podeszli powoli do owej pionowej belki która sięgała od sufitu aż dotąd (i najpewniej ukrywając się w ścianach leżała coraz niżej). Powoli, odpychając się nogami pionowej belki, zaczął wraz z Gonenem uwieszonym u jego pasa, wspinać się ku górze. Gdy znalazł się na wysokości drugiego piętra, stanął wraz z Egzorcystą na poziomej belce, rozluźnił trochę linkę, a potem ciągnąc ją rozhuśtał kotwiczkę tak by móc ją zdjąć na dół. Gdy lina całkiem się zwinęła mężczyzna ponownie wystrzelił linę w górę, tym razem trafiając w poziomą belkę na 5 piętrze. Ponawiali tą czynność kilka razy. Będąc na 6 piętrze o mało nie zlecieli, na szczęście jednak Seya nie zdążył jeszcze odczepić kotwiczki z Belki nad nimi, więc tylko zawiśli na niej ponownie obijając się o wspornik na którym chwilę temu stali.
Tymczasem pozostała trójka miała z wejściem na górę większe problemy. Zarówno Skoczek jak i Komimaru posiadali swoje linki na kotwiczkach, jednak nie mieli tyle siły co mechaniczne urządzenie Seyi. Dlatego też ich kotwiczki były wstanie zaczepić się tylko o wspornik na drugim piętrze, musieli więc przemieszczać się po jednym pietrze. Do tego dochodziło jeszcze to, że Skoczek i Tsubi musieli korzystać z jednej liny na zmianę, choć Żerca, jako, że był silny w łapach, lepiej radził sobie z wspinaczką po linie. Tak samo jak Seya i Gonen szli oni opierając się nogami o pionową belkę.
Seya i Gonen znaleźli się na dziewiątym piętrze po około kwadransie. Nie mogli wejść dalej gdyż nie było już gdzie zaczepić linki by dostać się na piętro dziesiąte. Podstawowe pytanie jakie sobie teraz zadawali to "Co dalej?" Obaj nie widzieli dalszej drogi, za to udało im się dostrzec to co było na zewnątrz. Seya przyzwyczajony do takiego widoku, nie przejął się tym za bardzo, Gonen jednak przełknął głośno ślinę. To, że byli na dziewiątym piętrze względem podłogi pod nimi, nie zmieniało to faktu, ze względem tego co było na zewnątrz znajdowali się już ponad 100 metrów nad ziemią, a Gonen był raczej nowy w tym środowisku. nie było tu szyb (czy choćby ścian), więc obaj widzieli dokładnie opsypaną świeżym puchem ziemię niedaleko wieżowca a także pozostałości budynków Starożytnych. Część opadającego śniegu bez problemu docierała i do budynku, a także zostawała na powierzchni belek leżących najbliżej zewnętrznej jego części.
W tym samym momencie Komimaru znajdowała się na piętrze piątym a Tsubi i Skoczek, dopiero na trzecim. Po pół godzinie mozolnej wspinaczki Komimaru znalazła sie niedaleko Gonena i Seyi, a pozostała dwójka była dopiero na szóstym. Minęła prawie godzina zanim obaj znaleźli się na pietrze dziewiątym. Wtedy chwilę odpoczęli siadając w rozkroku na stalowej belce i oddychając ciężko. Na twarzy Skoczka jawił się wtedy szeroki uśmiech. Uśmiech ten jeszcze bardziej się poszerzył gdy zobaczył zmęczonych członków drużyny i gdy Gonen zadał w końcu to pytanie:
-Nie widzę dalszej drogi. Gdzie teraz mamy iść?
Mężczyzna dysząc ciężko i nie mogąc praktycznie wykrztusić słowa podniósł lewą rękę i wskazał nią w przestrzeń za sobą... wskazał tą nicość w której powinna być ściana, lub to całe szkło... wskazał tą ponad stu metrową przepaść, te ośnieżone i śliskie wsporniki. Na oczach Gonena, Seyi i Tsubiego pojawiło się jakby przerażenie.
-Yhyhyhy... -Skoczek zakasłał kilka razy i w końcu wykrztusił z siebie jakieś słowa- Tam po zewnętrznej części budynku trzeba wejsc dwa piętra w górę.
Jakby tego było mało, wiatr na zewnątrz wzmógł się...
Ostatnio edytowany przez Lasard (2010-08-05 14:02:16)
Offline
Seya
Offline
Gonen
Offline
Seya
Offline
Skoczek wstał i zarechotał.
-Przesadzasz, nie jest tak źle. Po za tym, tak daleko dotarliśmy, że nie ma już po co zawracać. Na nastepnym piętrze powinniśmy już widzieć linę która dojeżdża do tego budynku z tamtego do którego zmierzamy. -następnie trzymając się słupa, minął go i z rozpostartymi ramionami ruszył powoli i ostrożnie ku rozpadlinie i krawędzi budynku- Idziecie czy nie?
Reszta ruszyła powoli za mężczyzną. Wpierw szli z rozpostartymi ramionami, tak by nie spaść. Póniej gdy zbliżali się do krawędzi gdzie wiało coraz mocniej, musieli przysiąść na wspornikach i iść na klęczkach. Gdy doszli już na krawędź budynku, wiatr ze śniegiem ciął ich po twarzy tak mocno, że musieli już leżeć na wspornikach i czołgać się tuląc je do siebie jak najmocniej. Szli po wsporniku leżącym najbliżej ściany- z prodzu Skoczek, za nim Tsubi, Komimaru, Seya i Gonen. Skoczek, będąc już na krawędzi przysiadł ostrożnie na belce, zdjął z pleców linę i ostrożnie spogladając w górę, zakręcił nia kilkja razy w powietrzu i rzucił do góry... z miernym skutkiem- kotwiczka po chwili poleciała w dół. Mężczyzna zwinął ją, zakręcił jeszcze raz i rzucił w górę. Kotwiczka zniknęła nad sufitem i nie spadła. Skoczek pociągnął za nia kilka razy z całej siły upewniając się czy tkwi mocno i nie odczepi się przy wspinaczce. Następnie owinąl linę wokół jednej nogi i zeskoczył z wspornika. Wisiał teraz na linie targany przez wiatr na lewo i prawo. Wspinaczka była trudna, przy takich porywach wiatru. Tsubi który siedział za nim wychylił się trochę do przodu i starał się trzymać linę by ta nie latała tak na wietrze. Zobaczył wtedy nad nimi stalową linę grubości głowy dorosłego i zdrowego człowieka; znikała ona wewnątrz budynku piętro nad tym do którego zmierzali. Po chwili widząc, że Skoczek wspiął się na samą górę i zniknął w budynku, sam obwiązał sobie nogę i powoli zaczął po niej wchodzić na następne piętro. Teraz Komimaru siedziała za nim i trzymała linę, a po chwili sama zaczęła się spinać. Seya trzymał linę i czekał aż kobieta wespnie się. Wtedy to ponownie przywiązał Gonena do pasa, wycelował w niebo swoją rękawicę i wystrzelił. Rozkładana kotwiczka wylądowała na podłodze piętra, skąd Skoczek i Tsubi zaczęłi za nią ciągnąć by pomóc pozostałej na dole dwójce. Seya uruchomiła też mechanizm swojej rękawicy. Wpsinał się z zamkniętymi oczami, trochę się bojąc, że spadnie. Gonen natomiast, pełen spokoju obserwował ziemię pod nimi, oraz przyglądając się stalowej linie opadającej do tego budynku. W górze, jak przez mgłę dostrzegał też rysy liny którą mieli sami przedostać się do drugiego wieżowca. Ucieszył go troche ten widok, gdyż był teraz pewien, że nie wchodza na górę na daremno. Choć i tak nie podobała mu się wizja podróży tym czymś.
Nim znaleźli się na górze minęła gdzieś godzina. Teraz byli w dużyl pomieszczeniu które nie różniło się za bardzo od tego co było na dole... no może po za tym, że tutaj już był normalnie sufit, na wysokości około trzech metrów. Bez słowa ruszyli dalej za Skoczkiem. Przeszli przez kilka pomieszczeń i doszli ponownie do szybu którym już przeszli kilka pięter. Szabrownik zajrzał do środka i po chwili wychylił się pokazując drabinkę.
-Dwa piętra. -powiedział.
Czyli ponownie musieli wspinać się po starej połamanej drabince w górę; z tym bagażem, ciężarem na plecach, zmęczeni i już trochę głodni. Oznaczało to też, że nie będą mieli okazji przyjżeć się stalowej linie, która końnczy się piętro nad nimi. Będąc prawie wycieńczonym szli powoli, a bagaż przeszkadzał im jak nigdy dotąd. Piętro wyżej wejście do szybu było otwarte, jednak liny widać nie było. Gdy wyszli na korytarz piętro wyżej, Tsubi zaproponował by w końcu zrobić krótki postój, by odpocząc i coś zjeść. Komimaru wyjęła ze swojej dużej torby trzy beleczki drewna i trochę rozpałki. Rozpalili z tego małe ognisko nad którym podgrzali wodę, z której przy pomocy różnych ziół przygotowali coś jak cherbatę. Odgżali też sobie część jedzenia i pospiesznie je zjedli. Po w miarę sytym posiłku, odpoczęli jeszcze przez kwadrans i ruszyli dalej. Od razu weszli na schody leżące obok windy. Zdołali przy ich pomocy przebyć cztery piętra, a potem kolejne musieli ponownie przebyć drabinką, później dalej przez szyb, lecz z uzyciem lin, i znów dwa piętra drabinką. Kolejne dwa schodami, później przez dziurę w suficie. Mimo wczesniejszego odpoczynku, zmęczenie dawało się we znaki - oddychali ciężko, szli chwijnym krokiem, co chwilę ktoś musiał przysiąść. Byli już gdzieś w 4/5 wysokości budynku, a słońce powoli już opadało ku zachodniemu horyzontowi. Gonen zastanawiał się czy to wszystko jest warte trudu. Wiedział, że przecież liną przejadą i tak tylko kilometr, a kilometr ten mogli przebyć piechotą w 2-3 godziny, zamiast trudzić się tą wielogodzinną wspinaczką. Był świadom, ze może im to nawet uratować tyłek, ale samo w sobie było wielkim niebezpieczeństwem. Jednakowoż, teraz nie było już po co wracać, skoro byli prawie u celu.
Szli teraz korytarzem, kierując się do kolejnego przejścia w suficie (o czym wspomniał wcześniej Skoczek).
-Jeszcze jedno...dwa...trzy... -liczył na palcach Skoczek- ... siedem pięter. Stamtąd poobserwujemy okolicę i będzie można zjechać do drugiego wieżowca.
-Zapominasz chyba jaka jest pogoda na zewnątrz. Przez tą śnieżycę nic nie zobaczymy, a tym bardziej nie będzie nam dane bezpiecznie przejechać po linie.
-To przeczekamy do rana. Powinno się wtedy uspokoić. Po za tym i tak trzeba będzie przenocować, bo wszyscy jesteśmy dośc zmęczeni... a moje nogi powoli odmawiają posłuszeństwa.
-Nie ma się co nad tym teraz głowić. Chodźmy.
Przeszli przez kolejną dziurę w suficie, choć pierwszy raz nie było tak trudno, gdyż ściana obok niej również została poważnie uszkodzona, co dało im dość wygodne schodki. Na kolejnym piętrze czekała na nich kolejna szczelina, później dwa piętra schodami. Gdy byli trzy piętra pod celem swojej podrózy zobaczyli, że ponownie zabrakło tu sufitu tam gdzie być powinien. Aż do czwartego piętra nad nimi nie było sufitu, tylko stalowe wsporniki. A trzy piętra nad nimi, jedyną rzeczą która przysłaniała po za nimi widok, były służące za podłogę stalowe płyty i karbowana blacha pospawane ze sobą. Jasne było dla wszystkich, że ponownie trzeba wspinać się przy użyciu lin, oraz to, że za tą profizoryczną podłogą kryje się cel tej jakże trudnej wędrówki. Wiedząc, że już praktycznie dotarli na miejsce, dostali jakby kopa energetycznego- zapomnieli o zmęczeniu i bólu który przeszywał ich nogi, ręce i kręgosłup, zaczęli jak najszybciej mogli, wspinać się na samą górę. Seya wraz z uwiązanym do pasa Gonenem znaleźli się na szczycie po niespełna pięciu minutach, reszta po około kwadransie.
Ich oczom ukazała się wtedy stalowa lina o średnicy około dwudziestu centymetrów. Plątała się ona po ziemi, między wspornikami do których była uwiązana na kilka niedociśniętych supłów. Lina kierowała się ku krawędzi budynku, gdzie z kilkunastu wsporników zbudowano coś co wyglądało na ścianę ze szczeliną na drzwi: kilka belek ustawiono pionowo -jedna przy drugiej, zespawane i przywiercone do siebie, a po środku szczelina wielkości człowieka; na nich sutawiono pięć kolejnych poziomo na sobie, na dwóch z nich opierała sie stalowa lina, dwie krótsze ściskały ją po bokach, tuż nad "drzwiami", a na samej górze leżała kolejna długa belka. Lina przechodziła przez to "okienko" nad drzwami i opadając powoli kierowała się gdzieś delikatnie w prawo, by po około stu metrach zniknąć z oczu, chowając się za śnieżycą.
-No i jesteśmy. Wygląda na to, że wszystko z nią w porządku. -odezwał się Skoczek dumnie wypinając pierś i opierając ramiona na biodrach. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
Offline
Gonen
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-08-20 22:54:19)
Offline
Seya
Offline
Skoczek spojrzał z ukosa na Gonena. Najwyraźniej usłyszał słowa Egzorcysty.
-Dobra. Jesteśmy dosc zmęczeni, pogoda jest do chrzanu i nie ma przez nią jak rozejrzeć się po okolicy. A więc trzeba dziś będzie poczekać. Będziemy mogli odpocząć, coś zjeść, a z rana się zabawimy. -powiedział wesoło, wskazując spojrzeniem na stalową linę.
Następnie mężczyzna zaprowadził wszystkich w głąb tego piętra. Idąc po stalowych płytach po chwili dotarli do małego prowizorycznego budynku, który swą budową bardzo przypominał siedzibę C36.6- ściany i sufit zrobione ze stalowych płyt, wsporników i blachy karbowanej. W środku było dość ciasno, ale cała druzyna dała radę się zmieścić wraz ze swoimi bagażami. Brakowało tu tylko ogrzewania jak w siedzibie Technoklanytów z c36.6. Po środku kwadratowego pokoju leżała mała konstrukcja do której Skoczek szybko wrzucił trochę drewna z torby Komimaru i zaczął rozpalać ognisko. Gdzieś w rogu pokoju powiesił wcześniej małą lampkę olejną która oświetliła pomieszczenie bladym światłem. Komimaru natomiast, gdy tylko wszyscy weszli do środka i rzucili swoje rzeczy w róg, zasunęła wejście do środka dużą karbowaną blachą, by jak najbardziej ograniczyć ulatywanie ciepła ze środka.
Wtedy to Seya wyciągnął ponownie swoją harmonijkę i zaczął przygrywać jakąś melodię która w ciasnym i stalowym pomieszczeniu, była bardzo głośna. Natychmiast jednak Skoczek spojrzał na niego gniewnie.
-Kolego... to nie jest dobry czas i miejsce na granie. chciałem Ci już wcześniej uwage zwrócić, ale myślałem, że to się nie powtórzy. Staraliśmy się iść cicho by nie zwracać uwagi istot lub dusz które mogłyby ten budynek zamieszkiwać, a ty wtedy wyskakujesz z tym swoim instrumentem i zaczynasz fałszować. Poczekaj może, aż trafimy na jakiś bal u Hanzytów, lub biesiadę u Soldatów, to wtedy sobie im coś zagrasz. -gdy skończył mówić, z jego krzesacza wystrzeliła iskra, a drewno stanęło w płomieniach rozjaśniając jeszcze mocniej pomieszczenie.
-A ty znowu marudzisz. -odezwała się Komimaru- Sam chcesz wchodzić w tak niebezpieczne miejsca, a boisz się, że jego granie przyciągnie do nas jakieś potwory? po za tym, nie jest taki zły, ale faktycznie Seya, powinieneś nauczyć się odpowiednio wybierać czas na te przyśpiewki.
Ostatnio edytowany przez Lasard (2010-08-26 11:22:35)
Offline
Gonen
Offline
Seya
Offline
-Dobra robota. Ja na razie nie jestem zmęczony na tyle by iść spać, więc mogę z tobą jakiś czas poczekać. -powiedział Skoczek do Egzorcysty- Jutro czeka nas niezwykły zjazd. Wiesz że Starożytni budowali takie zjeżdżalnie dla rozrywki?... -mężczyzna rozpoczął rozmowę by czas szybciej im upłynął. Rozmawiali później o różnych innych rzeczach.
Jako pierwszy spać poszedł Seya, Komimaru niedługo po nim, gdy tylko zjadła coś porządnego i wypucowała swoją kuszę z lunetą. Tsubi długo nie szedł spać, zamiast tego wyszedł na zewnątrz i tak trochę potrenował, przy okazji obserwując okolicę. Gdy się trochę zmęczył zastąpił Gonena na straży, a potem sam został zmieniony przez Seyę, a Skoczek przez Komimaru.
W nocy burza trochę się uspokoiła, jednak Unici nie byli pewni czy to się utrzyma czy nawet jeszcze bardziej pogorszy. Teraz dopiero przyszło im do głowy, że śnieżyce mogą im trochę pokrzyżować plany. Ale było dobrze. Pogoda rano była dość dobra- śnieg wciąć sypał, jednak nie tak mocno, a mgła zniknęła. Teraz Technoklanyci i Gonen dokładnie widzieli co jest w okolicy, potrafili nawet dostrzec ziemię pod wieżowcem. Widzieli dość dobrze linę która opadała ku wieżowcu na którym stali, oraz widzieli jak lina na tym piętrze opada powoli w stronę jakiegoś wieżowca po prawej, jakieś pół kilometra od ich miejsca położenia. Skoczek i Komimaru wyjaśnili im, że lina jest tam podczepiona by trochę ją odciążyć.
-Po za tym, jeżeli masz dobre buty i zdołasz się tam zatrzymać, to możesz nawet chwilę odpocząć. -dodał Skoczek.
A na przeciwko nich widać było cel ich podróży- wieżowiec gdzie kolejka linowa kończyła swoją trasę.
-Dobra róbmy swoje. -Skoczek zwrócił się do towarzyszki- A wy, jeżeli macie jakieś lornetki, to rozejrzyjcie się wokoło.
Po tych słowach on i Komimaru zdjęli z pleców swoje ciężkie kusze z lunetami, położyli się na ziemi i zaczęli w ciszy obserwować okolicę. Wpierw skoncentrowali się na wieżowcu po prawej, a następnie tym na przeciwko, który był ich celem podróży. Obserwowali też okolicę między budynkami i co chwilę zmieniali swoje pozycję dla lepszego widoku.
Offline
Gonen
Offline
Seya
Ostatnio edytowany przez Bartek (2010-08-29 12:46:09)
Offline
-Widzę kogoś. -odezwała się nagle Komimaru obserwując "wieżowiec-przystanek" po prawej.
Skoczek natychmiast podszedł do miejsca w którym leżała, położył sie obok i wycelował.
-Gdzie?
-Dwa piętra pod "stacją", trzecie drzwi po lewej.
-Widzę.
-Ustrzelić? Może nam przeszkodzić gdy będziemy zjeżdżać.
-Równie dobrze jego nagła śmierć może ściągnąć ich więcej.
Ktoś z pozostałych zapytał się w końcu co zobaczyli.
-Co? Ach, najwyraźniej dzikoklanyta. Ewentualnie członek bardzo biednej kompanii Soldatów. Ale oni raczej nie zaglądają w te strony... czekaj, strzelaj - widziałem tatuaż Zębaczy.
-Zauważyłam, a co jeżeli faktycznie będzie ich tam więcej?
-To tylko zwiadowca. Po za tym oni są cholernie prymitywni, nie znają w ogóle tej technologii. Więc albo się wystraszą, gdy niespodziewanie ich kumpel umrze z dziurką w czole, albo się ich powystrzela, bo nie będą wiedzieć co robić.
-W sumie... -powiedziała i szybkim ruchem pociągnęła za jakiś cyngiel, na boku swojej techno-kuszy. Potem zastygła w bezruchu, poruszając tylko delikatnie bronią, by odpowiednio wycelować. Czas wydawał się dłużyc gdy wszyscy obserwowali jak kobieta w spokoju namierza ofiarę. Po chwili wszyscy usłyszeli dość głośny syk z jej broni.
-Jak z przyłożenia. Strzał w dziesiątkę. -odezwał się radośnie Skoczek-Teraz poczekajmy.
Przez kilka chwil obserwowali spokojnie piętro na którym pozbyli się dzikoklanyty, jednak nic się więcej ni pokazało. Później chwilę poobserwowali piętro na którym lina była przewieszona i również nie dostrzegli żadnej przeszkody na zjazd.
-Dobra to w takim wypadku można ruszać. Spróbujemy się jeszcze zatrzymać w wieżowcu po prawej. Dobra? -powiedział i podszedł do swojej torby, a potem zaczął w niej grzebać- Miejmy nadzieję, że nie wykradziono środków transportu...
Mężczyzna wyjął ze swojej torby jakieś sporych rozmiarów urządzenie- bardzo szeroką obręcz jak od kajdan z mechanizmem po jednej stronie i jakimiś znakami okultystycznymi, których nawet Gonen nie rozumiał. Skoczek podszedł do wiszącego kabla i zacisnął na nim "szczypce" urządzenia, a symbole na nim na chwilę zabłysnęły bladym światłem.
-Teraz nawet nie próbujcie dotykać przewodu! -ostrzegł wszystkich.
Mężczyzna na chwilę zamknął oczy, a symbole na urządzeniu zabłysnęły jaśniej. Mechanizm zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy, dało się też usłyszeć jak przewód drga, a po chwili zaczął on się iskrzyć, tak jakby uderzył w niego piorun. Iskry przemieszczały się od urządzenia w kierunku budynku po prawej. Trwało to dłuższą chwilę, nim do uszu całej drużyny doszło z każdą chwilą głośniejsze terkotanie zbliżające się od strony drugiego końca przewodu. Wszyscy zbliżyli się ostrożnie do krawędzi budynku i dostrzegli jak w ich kierunku po kablu przemieszcza się samemu kilka "ławeczek"- małych jednoosobowych krzesełek wykonanych z samego grubego łańcucha, które przemieszczały się po nim na trzech zębatkach zaciskających się na przewodzie i połączonych ze sobą stalowymi płytkami i grubymi drutami. Po chwili uderzyły one o wspornik budynku i tam się zatrzymały.
-Komimaru. -powiedział Skoczek do towarzyszki, a ta podeszła do krawędzi budynku i złapała za łańcuchy. Wszyscy zauważyli, ze ma na dłoniach jakieś gumowe rękawice- Dobra odłączam. -odrzekł mężczyzna, a szczypce urządzenia puściły przewód- Ile ich jest? Cztery? To w takim razie ja zjadę jako ostatni. Poczekajcie az kabel się rozelektryzuje i będziecie mogli zjechać. Będę was obserwował przez lunetę by czasem nie włączyć za wcześnie artefaktu. Tylko uważajcie bo te łańcuchy strasznie wrzynają się w tyłek.
Komimaru po chwili oczekiwania dała łańcuchy do przytrzymania Tsubiemu a sama zabrała swój ekwipunek i ostrożnie przysiadła na przewodzie, chwilę jeszcze doglądając by nic jej nie wypadło. Później odepchnęła się mocno od budynku i szybko z terkoczącymi zębatkami nad głową, zaczęła szybko zjeżdżać w kierunku wieżowca po prawej.
Offline