Portal Społecznościowy Klubu "Chimera" Kędzierzyna-Koźla
Rok 2055. Stany Zjednoczone , albo raczej to co po nich zostało , borykają się z coraz to większymi problemami.
35 lat po wybuchu wojny , rośliny oraz zwierzęta miały wystarczająco dużo czasu , by osiągnąć mutacje, o których nie śniło się nawet skrajnym szaleńcom i ćpunom , w szczytowej fazie ekstazy.
I tak już wyjątkowo zmniejszona populacja dawnej Ameryki ma coraz większe braki żywności i pitnej wody. Formowanie nowych społeczeństw na zgliszczach , dawniej znanych na całym świecie ze swego bogactwa i zaawansowania , miast okazało się być nie do końca genialnym pomysłem. Odchody nadmiernie gromadzące się w kanalizacji po tylu latach osiągnęły niewyobrażalną ilość , zatruwając mieszkańców i , tak już radioaktywne , zbiorniki wodne.
W słabiej zamieszkanych dzielnicach wielkich miast , takich jak Las Vegas czy Nowy York , kłębią się tłumy mutantów , czekających tylko na nieostrożnego podróżnika.
Mutanty , odpadki i żywność to nie jedyne problemy tego świata. Moloch. Wielkie pola obejmujące kilka stanów na północy USA , składające się tylko i wyłącznie z dużej ilości metalu i kabli. A wszystko to pod kontrolą idealnej maszyny. Oczywiście z pozoru idealnej , człowiek obawiając się ataku ze strony innych ludzi sam skazał się na zagładę. Coś co pozornie miało im wspaniale służyć obróciło się przeciw nim. Moloch się rozrasta , a czas ucieka... Tylko najsilniejsze bastiony ludzkości osadzone na północy przy linii granicznej z Molochem ocalały. Nie wytrzymają one w nieskończoność.
Ludzi uciekających jak najdalej od tej piekielnej maszyny spotyka niemiła niespodzianka. W miejscu , gdzie z założenia powinien być Meksyk , jest teraz wielka dżungla , rozrastająca się w zastraszającym tempie , pełna groźnych mutantów , skrywająca nieprzebyte tajemnice , nazywana Neodżunglą.
Maszyny , mutanty , brak pożywienia , promieniowanie , choroby. Wydawałoby się , że nic gorszego nie może już spotkać umęczonych Stanów. Spotkało. Ludzka niegodziwość...
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-07-30 21:41:48)
Offline
Gladiator
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-07-30 22:55:14)
Offline
Daren
Offline
Szczur
Offline
Łowca Mutantów
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-08-01 11:11:55)
Offline
Michael
Mężczyzna widząc swojego znajomego będącego w opałach, zerwał się z podłogi na równe nogi. Zaplątał się wtedy w sieć kabli zwisających nad jego głową z sufitu. Zaczął się szamotać próbując wyrwać się z nich. Gdy w końcu udało mu się z nich wyplatać, kilka wyrwanych wisiało mu na ramionach. narobił przy tym sporo hałasu, nie wiedział jednak czy "lekarz" ucinający właśnie rękę jego koledze, nie zwrócił się w jego stronę.
Michael był jakby wmurowany w ziemię, pierwszy raz nie wiedział co robić, pierwszy raz spotkał się z czymś takim... Jego zwykle trzeźwo myślący umysł nawiedzało teraz multum najróżniejszych pytań:
-"Co się dzieje?! Co ja tu robię?! Co robić?! Dlaczego?! Po co?! Jak?!..."
Przerażony patrzył jak ręka jego kolegi upada na ziemię, a z kikuta wypływa posoka krwi. Mimo, że jego kolega siedział w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, Michaelowi zdawało się jakby słyszał jego krzyki. Ze Szczurów miejskich stali się szczurami laboratoryjnymi.
-"MICHAEL! SPIERDALAJ!" -doszły do niego w końcu słowa drugiego Szczura.
Mężczyzna podbiegł do jedynych drzwi w pomieszczeniu, złapał za klamkę...
-"Błagam, otwórzcie się!"
Ostatnio edytowany przez Lasard (2010-08-02 15:41:34)
Offline
Najemnik
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-08-02 21:45:57)
Offline
Chuck
-Niech to szlag! - krzyknął podbiegając do starego kumpla. Kucnął odkładając broń, po czym podniósł rannego kumpla i oparł go o ścianę. Patrzył przez chwilę na niego nic nie mówiąc. Kiedy szok minął, odsłonił koszulę kumpla żeby sprawdzić gdzie trafił.
-Ale się porobiło. Niech to szlag. Ale nie bój nic, zaraz coś wykombinuje. - powiedział nie zwracając uwagi na resztę najemników.
Ostatnio edytowany przez UUkasz (2010-08-04 18:40:23)
Offline
Michael
Chuck
Chuck usadowił postrzelonego w wygodnej pozycji. To Mathew, ziomal z brygady.
-Chu..ck. Mi...ło Cię widzieć...-
Niemal po każdym słowie pluł krwią. Najemnicy nie stali bezczynnie. Przemówił głównodowodzący.
-Steve, zajmij się rannym, Bob zostań z nimi, my idziemy dokończyć to po co tu jesteśmy. Żołnierzu, nie zostawiamy swoich...-
Steve, młody najemnik z przepasaną na ramieniu torbą podbiegł do rannego, pozwalając wcześniej upewnić się innym, czy teren jest czysty. Z torby wyciągnął bandaże, gazę, niezbędne narzędzia. Najwyraźniej był medykiem w tej trupie. Bob szybko zinfiltrował teren dookoła i ostatecznie ubezpieczał Chucka i resztę. Pozostali najemnicy podążyli dalej. Z korytarzy słychać było strzały. Goście byli prawdziwymi profesjonalistami.
Michael
W pewnym momencie Michael usłyszał nasilające się strzały. Nie był to jednak automatyczny ogień, nie strzelano nawet seriami, to były bardzo precyzyjne strzały. Wtem zza rogu wyskoczył koleś, który wpakował go wtedy do furgonetki pod pretekstem darmowego jedzenia. Wymierzył w niego z potężnej lunety, osadzonej na wyborowym karabinku. Już miał nacisnąć spust, to wszystko działo się niesłychanie szybko. Zza strzelca zarysowała się sylwetka, nie wiadomo nawet skąd. Nóż wbił się w gardło oszusta. Oddał strzał w sufit, po czym upadł na ziemię. Szczur ujrzał faceta w bojówkach i kamizelce kuloodpornej, w prawej ręce trzymał ociekający krwią nóż a w lewej świetnie wyposażonego kałasznikowa...
Daren
Swoimi słowami rozczarował tłum, swym zachowaniem obraził bogate persony. Komentator krzyczał, że zniszczy Darena. Bardzo komicznie czołgał się po ziemi. Z publiczności dobiegały gwizdy.
-TO MA BYĆ GLADIATOR!? TO MIĘCZAK!-
Jego dobroduszność nie spotkała się a aprobatą, przynajmniej ze strony widzów. Oszczędzone osoby nie skrywały zdziwienia. Jeden z mężczyzn, mimo iż był w kajdanach, uściskał rękę Darena.
-Równy z Ciebie chłop. Ale teraz i tak już po nas. Do zobaczenia w raju...-
Z podestu dla VIP'ów wstał jeden z bogaczy. Gestem uciszył tłum i zaczął mówić przez trzymany w rękach megafon.
-Nie chcesz dostarczyć rozrywki spragnionym krwi, tym którzy zapłacili za bilet? Taka niesubordynacja spotka się z ogromną naganą, albo i nie, ze śmiercią!-
Mówca wyciągnął potężny, srebrny pistolet i wymierzył w Darena. Nacisnął spust z uśmiechem na twarzy. Kula jednak nie trafiła w Darena, trafiła w mężczyznę, który obiecał gladiatorowi raj, i który zasłonił go własnym ciałem.
-Uciekaj...-
Jedyną drogą ucieczki był box dla gladiatorów...
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-08-04 21:17:44)
Offline
God of RPG
Bill:
- Dziękuje ci Panie za siłę i wiarę w zadanie, które mi powierzyłeś. –
Te kilka słów było podziękowaniem dla Stwórcy za kolejnego martwego nieludzia. Coraz więcej zaczynało się ich pojawiać i coraz bardziej śmiercionośne formy przyjmowali. Pamiętał jedne z ostatnich lekcji Martiego.
~ Stoimy w obliczu Próby. Bóg w swojej dobroci chce pokazać nam jak bardzo się od niego oddaliliśmy. To dlatego stworzył tę przerośniętą konserwę, a z nim i mutantów. Ci którzy przetrwają będą dopuszczeni do bram niebios . . . „ ~
Jednak Marti tego nie doczeka. Jeden z tych stworów go dopadł tak jak wcześniej i jego rodzinę. Do tej pory w nocy nawiedzają go ich krzyki. Wtedy jednak był za słaby by się bronić ale teraz stał się kimś zupełnie innym. Dzięki temu poczciwemu braciszkowi poznał sposoby bronienia i polowania na te szkaradztwa. Dlatego też wziął tę robotę, a teraz było już po wszystkim. Nie chodziło tutaj o honorarium. Po prostu żył zemstą i ta dodawała mu siłę.
Jeszcze raz rozejrzał się na boki. ~Lepiej niczego nie przegapić~ Pamiętał jak był jeszcze mały i tata wygrzebał gdzieś ze śmieci pewien zeszycik z kolorowymi obrazkami. Mówił, że to komiks - coś co kiedyś przed apokalipsą dzieci czytały z wypiekami na twarzy. Ten który wtedy miał w rękach opowiadał o walecznym Łowcy który stawał w szranki z jaszczuro podobnymi istotami. Teraz powracając do tych wspomnień czuł się właśnie jak jeden z tych Łowców. Dumny i niepokonany.
- Nie powinienem się jednak rozpraszać – zganił sam siebie za chwilowy brak koncentracji
Obrócił się i wyszedł. ~Trzeba zabrać coś by te miejskie ćwoki uwierzyły, że naprawdę go utłukłem ~ Ruszył w kierunku martwego mutka. Pozostając nadal czujnym i gotowym do działania. Niedługo później znalazł się przy ciele bestii. Nie rozpoznawał tego okazu ale cóż zwarzywszy na to, że z każdym dniem przybywało tego cholerstwa nie było nic dziwnego. Nachylił się nad bezwładnym już ciałem. W ręce, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zmaterializował się mu wojskowy nóż. Z wprawą rzeźnika zabrał się nad rozpruwaniem bestii na czynniki pierwsze. ~Pamiętaj synu z tego cholerstwa niczego nie można zmarnować gdyż zawsze coś w przyszłości może się przydać~
- Tak, Marti z tym muszę się z tobą zgodzić. -
Offline
Michael
Mężczyzna widząc żołnierza poczuł jakby ulgę, która jednak szybko minęła bo przyszło mu do głowy, że i go zaraz może spotkać szybka śmierć. Musiał podjąć szybką decyzję: co robić? Wiać korytarzem? Nie... koleś miał karabin, zaraz mógłby go rozstrzelać. Schować się w pokoju z którego właśnie wyszedł? Nie... to byłaby zwykła pułapka, a i tak karabinem przez szybę by się pewnie przebił. Poddać się? Tak... to jest jakieś wyjście.
Mężczyzna padł na kolana, ręce zakładając za głowę i pochylając ją. Martwił się, że zaraz może spotkać go kres jego życia. Zapomniał już praktycznie o swoim znajomym który był teraz zarzynany jak prosię w pokoju obok, myślał tylko o sobie... chciał żyć.
Żałował, że nie jest teraz gdzieś na ulicy przy jednym ze śmietników. Tam zwykle nawet podczas walk gangów, na takich jak on nie zwracało się uwagi. A tutaj? Tutaj ta sztuka chyba by się nie udała.
Offline
Daren
Ostatnio edytowany przez Bartek (2010-08-08 19:40:50)
Offline
Bill
Michael
Nóż w mgnieniu oka powędrował do pochwy, równie szybko zabity kaznodzieja został przeszukany przez innego z najeźdźców i równocześnie wybawców. Michael wolał nie ryzykować i pochylił się na znak kapitulacji. Skrytobójca w półprzysiadzie z wyciągniętą przed sobą bronią powędrował wzdłuż korytarza. Położył palec na ustach gdy popatrzył na Michaela.
-Ciii...- Ominął Szczura, którego na celowniku nadal miał inny komandos. Pierw sprawdzili pomieszczenie, w którym przetrzymywany był szczur. Mimo dobiegających z pokoju cichnących już wrzasków i głośnych gwizdów woleli sprawdzić, co mają za plecami...
Bill
Łeb leniwie dyndał w ręce pobożnego łowcy. Nawet tak krótka droga, przez to potężnie nasłonecznione pustkowie była męcząca. Bill wdrapał się na piaszczyste wzgórze i ogarnął wzrokiem całą aglomerację. Życie skupiało się teraz tylko w trzech dzielnicach. Dzielnica slumsów, specjalistów i bogaczy. Takie nazewnictwo przyjęło całe miasto. Zlecenie pochodziło od najuboższych.
Łowca wkroczył do rejonu przepełnionego walącymi się, blaszanymi domkami. Większość z nich wsparta była na wpół zawalonych ścianach dawnych budynków. Po całej dzielnicy krzątało się dużo dzieciaków, czyniąc okolicę głośną. Slumsy posiadały własne targowisko, na którym sprzedawano jedynie potrzebne dobra takie jak żywność i woda. Mimo, iż ceny były sporo niższe niż w pozostałych dzielnicach, mieszkańców tegoż rejonu nie było na nie stać. Zdarzało się, że na porcję dla całej rodziny robol musiał wykonywać niewolniczą pracę przez przynajmniej tydzień. Nie pokrywało to wszystkich potrzeb wykończonych straszliwą robotą niewolników. Bogacze tylko dlatego nie trzymali ich w klatkach, że niewolnicy zwyczajnie śmierdzieli na sporą odległość, szerzyli również zarazę i gromadzili robactwo. VIP'y przy okazji stwarzali złudzenie wolności tychże ludzi.
Targowisko poza kupcami pełne było błagających matek o jedzenie przede wszystkim dla swoich dzieci. Kupcy i tak już schodzili z ceny, nie mogli pozwolić sobie na jakiekolwiek podarunki. Tragarze często ubrani byli w maski, które były niezwykle popularne w Chinach podczas jakiejkolwiek epidemii. Inni, bardziej przezorni, bądź też szyderczy, ubierali się w kombinezony przeciwko promieniowaniu.
Tuż za targowiskiem stał największy budynek i zarazem najsolidniejszy w tej dzielnicy. Dawny gmach sądu, do którego Bill miał przynieść głowę potwora...
Michael
Po szybki sprawdzeniu pokoju, skrytobójca ostrożnie otworzył drzwi wystawiając przez nie lufę. Gdy te całkiem się otworzyły, kontem oka Michael zobaczył swojego kumpla, całego we krwi, bez jednej ręki i większości bebechów. Jelita wręcz turlały się po podłodze. Profesor bardzo pochłonięty swoim zajęciem zauważył komandosa dopiero w ostatniej chwili. Nie zdążył nic zrobić, dostał kulkę w łeb...
-No! To chyba ten, niezły sukinsyn, spójrz Greg co on tu wyprawiał.- Szybko całe laboratorium zastało dogłębnie zbadane.
-Jebany. Pamiętaj, że mamy jeszcze zabrać skrzynkę, zleceniodawca opisywał ją jedynie z grubsza, ciemna ze srebrną rączką, w kształcie sześciokątu, około 20 cm przekątnej i 20 cm wysokości. Ty poszukaj, ja sporządzę zapiski tego miejsca.- Greg nie zwracał przez chwilę uwagi na skulonego Szczura, wreszcie do niego zagadał.
-A ty? Miałeś zostać pocięty jak ten tutaj? Kim jesteś? I jak tu trafiłeś?-
Bill
Bill wszedł do dawnego biura. Służyło teraz ono za skład, miało jednak wspólną cechę ze swoim poprzednim przeznaczeniem. Biurko, a za nim mężczyzna, dosyć ubogo ubrany, jednak odstający od reszty. Najwyraźniej trwało jakieś posiedzenie, otaczało go trzech ludzi. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta, rozmawiali o czymś dosyć spokojnie, to u tego za biurkiem Bill miał odebrać nagrodę...
Daren
Pędził ile sił w nogach do wyjścia z areny, w okół uszu świstały mu pociski, a w uszach dudniło buczenie widowni. Strzały zaczęły się nasilać, najwyraźniej w tym momencie strzelców było więcej niż dwóch.
Z ciemnego boxu buchało przyjemny chłód, Daren nie mógł się teraz nim upajać, chciał stąd jak najszybciej się wydostać. Niewolnicy kulili się na swoich stanowiskach. W ciemności można było dostrzec promienie słońca dochodzące z wyjścia, gladiator nie zastanawiał się i pobiegł w tę stronę. Któryś z ochroniarzy podczas wyciągania broni spotkał się z niemiłą niespodzianką, jeden z odważniejszych niewolników złapał go za rękę i zaczął go szamotać. Nie będzie zdziwieniem, że kulka zamiast polecieć w Darena poleciała w niewolnika. Za taką niesubordynację ucierpi nie tylko sprawca, ale i cały sztab nic nie wartych śmieci.
Włócznik dotarł wreszcie do wyjścia. Było to tylne wyjście, bez drogi dojazdowej czy parkingu. Oczom gladiatora ukazały się budynki wszystkich z działających dzielnic, slumsy, dzielnica specjalistów i dzielnica VIP'ów. Gdzie uciekać...?
Offline
Chuck
Wstał i wręcz krzyknął do medyka -Musimy go wynieść na zewnątrz i opatrzyć. - po czym znów przykucnął i zaczął mówić do kumpla. -Czekaj stary zaraz cię stąd zabiorą i wszystko będzie ok. Wszystko będzie ok. - powtórzył po czym dał znak medykowi by razem z nim podniósł rannego.
Offline
Chuck
Michael
Z osprzętu jednego z komandosów dało się słyszeć głos:
-Wynosimy rannego, Chuck, Bob i Ted idą ze mną. Z wami zostaną Luke i Ben. Odbiór.- Gościu, który miał Michaela na oku odpowiedział:
-Zrozumiano. Uważać na siebie i czekać przy samochodzie. Bez odbioru.- Schował krótkofalówkę i ponowił pytania kierowane do Michaela, w międzyczasie przybyło wsparcie dwóch najemników...
Chuck
Omijali ciała poległych, spotkali nawet jeszcze żywego, który chciał postrzelić jednego z najemników, szybko oberwał kulkę i zaniechał swoich prób z przyczyn, od których odechciało mu się robić czegokolwiek. Wreszcie wybrnęli na powierzchnie i podążyli szybkim krokiem do samochodu.
Steve otworzył mały bagażnik umiejscowiony między szoferką a paką, z którego wyjął karimatę, kolejne bandaże i przyrządy chirurgiczne. W tym wszystkim znalazło się również miejsce na wodę i dezynfekujące mydło. Młody medyk szybko zdezynfekował ręce, a Chuck z Bobem położyli rannego na karimacie.
Chirurg zdjął koszulę i płaszcz postrzelonego i przemył ranę. Dziura była pokaźna, w końcu to Magnum. Bob i Ted odruchowo już obstawili samochód ze wszystkich stron, by mieć oko na ewentualny atak. Chuck siedział nad kumplem, który już ledwo dychał. Steve wstrzyknął w okolicę rany jakiś płyn, to chyba trochę rozluźniło postrzelonego. Chwilę później medyk zaczął grzebać w głębokiej jak jasna cholera ranie. Po krótkiej zabawie w doktorka wyciągnął metalowy pocisk wielkości dziecięcego kciuka. Wywalił go byle gdzie i wrócił do zaszywania rany...
Ostatnio edytowany przez Greyu (2010-08-14 22:51:05)
Offline