Darth Misiekh - 2010-03-29 22:29:45

PROLOG:

                                                                             


  Kapłanka  wirowała w tańcu wokół kręgu płomieni, śpiewnie recytując niezrozumiałe słowa pradawnego zaklęcia. Pomniejsi członkowie kultu, wyznaczeni na katów ani na chwilę nie przerywali składania krwawych ofiar , ziemia spływała krwią. Nagle zerwał się lodowaty wiatr.  Przybrał on formę czarnego oparu, dobrze widocznego na tle nieforemnego, okrągłego księżyca. Odór rozkładu jaki  uderzył w zebranych, niósł zapowiedź zła przekraczającego wszelkie wyobrażenie. . .    


 

JACK MARTIN:

     

                                                                   
12 stycznia 1925

Po powrocie do domu czekała cię  bardzo miła niespodzianka. Jedyna osoba i zarazem jeden z twoich starych przyjaciół, który wierzył od początku w twoją opowieść, znowu się do ciebie odezwał. Chociaż z tego co pisze wynikało, że sprowadzają go bardzo pilne sprawy, aż nazbyt pilne można by powiedzieć.  Jednak początek telegramu ( załącznik 1 ) był dla ciebie szokujący. Znalazł coś?? Tak jak obiecał powiedział, że postara się czegoś dowiedzieć i dokonał tego. Znalazł informacjie które mogą wyjaśnić co lub kto stał za zamordowaniem twojej rodziny.

Havoc - 2010-03-29 23:20:36

http://www.rpgkk.pun.pl/_fora/rpgkk/gallery/2_1269814252.jpg
Jack Martin



Drzwi zatrzasnęły się za brunetem. Na łóżko rzucił swój długi brązowy płaszcz oraz kapelusz i ruszając do swojego krzesła przeglądał pocztę. Wszystko w porządku, oprócz tego jednego telegramu. Podrapał się po nieogolonej bródce zaciekawiony. Nie spodziewał się, że dostanie od niego wiadomość. Może jakiś przełom? Usiadł zmęczony wszystkim na krzesło i zarzucił do tyłu włosy, które mu opadły na twarz. Wyciągnął telegram i na głos przeczytał sobie pod światłem.
- Co planujesz, Eliasie... - zapytał się siebie i zaczął bawić się telegramem. Zaczął gryźć paznokieć z zdenerwowania, ale przypomniał sobie o innym wyjściu. Wyciągnął z paczki papierosa i zapalił. Trzy dni pomyślał patrząc na nocne życie miasta za oknem.

Darth Misiekh - 2010-03-30 08:10:00

Jack Martin:





13 stycznia 1925


   Ta noc przejdzie do jednej z najcięższych w twoim życiu. Nie potrafiłeś zmrużyć oka. Co i rusz wstawałeś by znów spojrzeć na telegram od Eliasa.  Za wiele pozostawało jak dla ciebie niewiadomych.  Chociaż może  dzięki temu i inna rzecz przykuła twoją uwagę w telegramie.  Ta „ekspedycja Carlyle`a”  jesteś pewien, że już gdzieś słyszałeś to sformułowanie. Tylko nie potrafisz określić gdzie.  Mogło to być jeszcze za spokojniejszych czasów. Gdy prowadziłeś jeszcze spokojne życie.

Havoc - 2010-03-30 09:54:50

Jack Martin



Stukał telegramem o stół próbując namyślić się co robić. Po chwili popatrzył na półkę z książkami.
Czarna Siła... - przeczytał na głos jeden z tytułów. Nie widział go z tej odległości, ale widział okładkę. Już wiedział co robić, ale poczeka aż będzie blisko południa. Nie ma co dzwonić o tej porze do Kensingtona.
Wszedł do łazienki i zaczął bawić się prysznicem. Był jedynym, który miał taki w okolicy. Spojrzał na rączkę i przypomniał sobie o przeszłości.
W dawnym domu też miał prysznic. Żona nalegała, że chce taki, bo to by przyspieszyło by kąpiel. Wolał sobie spokojnie poleżeć, ale dla kobiety jego życia zrobiłby wszystko.
Załączył zimną wodę i zaczął swoją krótką kąpiel. Po kilku chwilach nie wytrzymał i załączył ciepłą. Nie czyścił się mydłem. Po prostu spoglądał i pozwolił wodzie spłynąć po nim.
- Carlyle...

Gdy skończył swoje mycie już spokojnie mógł wyjść na dwór, po gazetę. Ubrał się w swój garnitur, zarzucił płaszczem i położył na głowę kapelusz. Właśnie miał zamknąć drzwi.
- O, pan Martin. Po gazetę się wybieramy? - usłyszał głos mężczyzny dobiegający z końca korytarza. Blok w którym mieszkał mógł pomieścić z kilka rodzin, więc to było naturalne, że kogoś spotka. Tym razem to był Henry Frolls, fryzjer.
- Dobry dzień. Do pracy, panie Frolls?
- W rzeczy samej. Do zobaczenia. - Frolls zszedł na dół, a Jack spoglądał cały czas na niego dopóki nie zniknął na parterze.
Kolejny kłamca? zapytał się siebie w myślach. Zamknął drzwi i ruszył w swoim kierunku.

Przy straganie z gazetami stał John. Już kilkanaście lat pracował przy gazetach i zna już Jacka. Co dzień przychodzi po gazetę i mieszka dosłownie kilka kroków obok.
- Nowa gazeta, John? - spytał kolegę, który właśnie rozcinał paczkę gazet.
- Mhm. - był małomówny, ale miły. Podał Jackowi gazetę, który zaczął ją przeglądać poszukując ciekawych informacji.

Darth Misiekh - 2010-03-30 10:26:55

Jack Martin:




    Trzymając w rękach nowiutkie wydanie  „ Tu i tam w Nowym Jorku ”.  I wtedy też przypomniał sobie.  Przecież to właśnie w jednym z wydań tej gazecie spotkał się z tym dziwnym Carlylem. Było o nim strasznie głośno. W szczególności o jego tajemniczym zaginięciu. Czemu wcześniej na to nie wpadł.  Stare wydania gazety, powinny wnieść trochę więcej światła na tą  sprawę. Tylko co to może mieć wspólnego ze mną i moją rodziną??

Havoc - 2010-03-30 10:38:32

Jack Martin



Pomasował się po brodzie przeglądając brukowiec. Po chwili, gdy już John stanął w swoim straganie to spojrzał na niego pytająco.
- Masz starsze wydania tego brukowca, prawda?
- Tak... a co?
- Na razie nic. Pokaż co tam masz.
John wyciągnął kilka niesprzedanych wydań gazety, które szybko Jack zaczął przeglądać w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji.

Darth Misiekh - 2010-03-30 10:57:32

Jack Martin:





  Przeglądanie starych gazet zajęło trochę czasu. Słońce leniwie zaczęło wspinać się po nieboskłonie. Zaczęło się zbliżać południe. Niestety w  żadnym z wydań które posiadał John nic nie znalazłeś. Trzeba będzie odwiedzić miejską bibliotekę lub samą redakcje. W którymś z nich napewno powinny znajdować się wszystkie wydania tego nieszczęsnego brukowca.

Havoc - 2010-03-30 16:38:20

Jack Martin



- I co? - spytał John zaciekawiony sytuacją. Jack przejrzał wszystkie gazety, ale nie znalazł nic co by zwróciło jego uwagę. Wyciągnął notes i zapisał adres oraz kontakt z redakcją. - Jakiś problem? - spytał ponownie i wybił Jacka z transu.
- Emm... co? A.. nic, nic. Szukam czegoś, ale widocznie musi być w innym wydaniu. Możliwe, że w starszym. Może posiadają go w siedzibie lub będzie w jakiejś bibliotece. Wezmę to stare wydanie... ma jeszcze nie rozwiązaną krzyżówkę. - ostatnie zdanie powiedział uśmiechając się i dając ćwiartkę. - Do zobaczenia, John.

Wrócił do swojego mieszkania na chwilę. Do jego listy "na dziś" doszła biblioteka i brukowiec, ale pierw Kensington. Wziął telefon do łapy i usiadł z nim na sofie. Zapomniał o jednym - o numerze. Wstając upadł mu na ziemie kapelusz, ale go nie podniósł. Podszedł do biurka, gdzie trzymał wszystkie ważne rzeczy. Otworzył pierwszą szufladę, w którym znajdywała się spluwa, a pod nią pliczek dokumentów. Położył broń na stole, a do ręki wziął dokumenty. Chwila przeszukiwania i znalazł telefon do znajomego.

Wracając podniósł kapelusz i położył koło siebie. Zadzwonił spokojnie do Kensingtona. Miał nadzieję, że będzie w redakcji.
- Witam. Nazywam się Jack Martin. Chciałbym porozmawiać z redaktorem Johanem Kensingtonem. Jeśli nie przypomina sobie mnie, to proszę powiedzieć, że jestem dobrym kolegą Jacksona Eliasa. - powiedział trochę jąkając się do sekretarki. Miał nadzieję, że będzie lub chociaż umówi się na spotkanie z Kensingtonem.

Darth Misiekh - 2010-03-30 19:18:11

- Dzień dobry panu. W tej chwili pan Kasington nie może teraz rozmawiać. Jest obecnie na zebraniu i prosił by mu nie przeszkadzano. -  głos sekretarki wydawał się bardzo miły. -   Może coś przekazać?? 

Havoc - 2010-03-30 19:35:52

Jack Martin



Pomasował brwi słysząc odpowiedź sekretarki. Nie był zbyt zadowolony.
- Tak. Jestem, jestem. Zamyśliłem się na chwilę. - niecierpliwa? pomyślał, ale to nie była ta odpowiedź. Mocną chwilę się zamyślił i nic nie mówił do telefonu. Nie przejmując się mówił dalej. - Proszę mu przekazać, że chciałbym z redaktorem porozmawiać w sprawie Jacksona Eliasa. Niech zadzwoni pod wieczór. Pewno wtedy będę w domu. Mój telefon to pięć, pięć, pięć. - podał kobiecie swój telefon i pełny adres. Sądził, że Kensington nie pamięta już go, a jak pamięta, to i tak lepiej się zabezpieczyć.
- Dziękuję. Do widzenia.

Pogoda była ładna, ale Jack jej nie zauważał. Był zamyślony. Zszedł właśnie do biblioteki. Słyszał rozmowy ludzi, którzy przechodzili obok. Wolał ich nie słyszeć. Miał własne problemy.

W środku przywitał go starszy pan. Okulary, siwe włosy. Brakowało mu laski, ale jeszcze potrafi chodzić o własnych siłach.
- Witam. Poszukuję starszych wydań "Tu i tam w Nowym Jorku". Gdzie mogę znaleźć? - próbował się uśmiechnąć, ale nie potrafił tego od dawna.
- Może jakieś się znajdą. Tam. Pomiędzy tamtymi regałami powinny być stosy starych gazet. - Jack podziękował i ruszył szukać.
Wziął stertę gazet i zaczął przeglądać.

Darth Misiekh - 2010-03-30 23:35:38

Przeglądanie gazet zajęło Jackowi  kilka długich godzin. W końcu jednak natrafił na to czego szukał kilka numerów  z różnego okresu.

Pierwszą była informacja z 4 kwietnia 1919 roku:

Wieści z Nowego Jorku:




  Roger Carlyle, milioner i bawidamek, którego wszyscy tu znają – albo przynajmniej wszyscy słyszeli – chce się cichaczem wymknąć z Jorku, żeby pooglądać prastare grobowce w Egipcie! Widzieliście zapewne panienki, jakie podrywa w nocnych lokalach. Niewątpliwie uda mu się wygrzebać kogoś – to znaczy COŚ  - równie ciekawego z egipskich piasków.


Kolejnym znalezionym artykułem był  ten z dnia następnego ( 5 kwietnia 1919 roku )


EKSPEDYCJA CARLYLE`A WYRUSZ DO ANGLI:




    Wyprawa naukowa, prowadzona przez Rogera Carlyle`a , młodego playboya o którego fortunie krążą legendy, wyrusz dzisiaj do Suthampton na pokładzie luksusowego brytyjskiego liniowca „Sztandar Imperium”.
   Wbrew wcześniejszym doniesieniom, przed udaniem się do Egiptu członkowie wyprawy zamierzają przeprowadzić pewne badania już w Londynie, w siedzibie fundacji Penhewa. Do Afryki wyruszą z miesięcznym opóźnieniem.
Czytelnicy pamiętają zapewnie gigantyczną fetę, którą dwudziestoletni dziś Roger wyprawił w dniu swoich osiemnastych urodzin w hotelu „ Waldorf – Astoria” . Od tego czasu nazwisko Carlylye kojarzy się głównie ze skandalami, ale w oczach mieszkańców  Manhattanu  młodzieniec nie stracił wrodzonego uroku.
  Członkowie ekspedycji nie chcieli rozmawiać o celu swojej wizyty Egipcie.



POZOSTALI  CZLONKOWIE EKSPEDYCJI:




    Zastępcą kierownika wyprawy jest znany egiptolog, sir Aubrey  Penhew.  On również będzie sprawował nadzór nad wykopaliskami.
Doktor Robert Huston, psycholog z modnej ostatnio szkoły „freudowskiej” towarzyszy Rogerowi, by prowadzić niezależne badania  starożytnych piktogramów.
Panna Hypotia Masters, którą w przeszłości łączyły z Carlylem bliskie stosunki, pełni funkcję fotografa i kronikarza ekspedycji.
Zaufany przyjaciel Rogera, niejaki Jack Brady, dzięki sporemu doświadczeniu ma służyć kierownikowi wszechstronną pomocą.  Być może w Londynie dołączą dalsze osoby.
Niestety więcej nie zdołałeś doczytać gdyż bibliotekę trzeba był na noc zamknąć. Jednakże miły staruszek który wskazał ci drogę do regałów pełnych starych gazet pozwolił ci zabrać e w których natrafiłeś na wzmiankę o ekspedycji Carlyle.

Havoc - 2010-03-31 20:47:55

Jack Martin



Nie mów hop dopóki nie przeskoczysz tak skomentował w myślach ostatnie zdanie artykułu. Nie był zadowolony z tego co znalazł. Więcej pytań niż odpowiedzi.
- Zamykamy. - wyrzucił Jacka z transu bibliotekarz. Dopiero teraz zauważył jak ciemno jest na dworze.
- Nosz! A ja czekam na telefon. - spogląda na stos numerów magazynów, które zebrał. - I jeszcze nie zrobiłem notatek.
- Może pan sobie je wziąć. Nikt ich nie przegląda.
- O. Dziękuję bardzo. Ratuje mi pan skórę. Mało czasu mam. - wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy i gazety.

- Miłej nocy życzę. - tymi słowami pożegnał się z staruszkiem z biblioteki. Na dworze przywitał go deszcz. Widząc, że pogoda go nie lubi schował gazety pod płaszcz i zapiał się mocniej. Trzymając kapelusz ruszył do domu. Śmierdzi mi to pomyślał przypominając sobie to co niedawno przeczytał.

Przemoczony położył płaszcz na wieszaku i zamknął szczelnie mieszkanie. Nikt już go nie odwiedzi i chyba nie będzie wychodził. Oby.
Rozsiadł się z gazetami i notesem przy biurku i rozpoczął spisywanie istotnych informacji z reportaży.
- Hmm... chyba jeszcze żyją. - podrapał się po głowie. Coś tu nie pasowało, ale co. Za szybko odnaleźli sprawców? zapytał się sam siebie. Zanim mógł dalej o tym myśleć, to przypomniał mu się telegram, który dostał. - A niech cię szlag Jackson... chyba nie chcesz żebym z tobą ruszył do Kenii?

Darth Misiekh - 2010-04-01 15:29:26

Na dworze rozszalało się istne piekło. Lekki na początku deszczyk przerodził się w prawdziwą burze. Niebo co chwila przecinała jakaś błyskawica.  Wtem po pokoju rozległo się ciche pukanie. Spoczątku  Jack`owi wydawało się, że coś mu się przesłyszało.  Wtem pukanie powtórzyło się. Głośniejsze i bardziej wyraźne.

    Chwile tylko zajęło dojście mu do drzwi i ich otwarcie.  Stał za nimi nie kto inny tylko  redaktor i zarazem szef  Prospero Press, Jonah Keningston.

- Dobry wieczór, chciałeś się ze mną skontaktować Jack??  Co było takiego niecierpliwiącego zwłoki jak to określiła moja sekretarka?? -

Havoc - 2010-04-01 16:37:27

Jack Martin



Spokojne robienie notatek przerwała mu błyskawica. Podskoczył na krześle. Wstał z krzesła porzucając na tą chwilę pisanie i ruszył pod okno, aby pooglądać deszcz. Kochaliśmy deszcz powiedział do siebie przypominając żonę. Pamięta jak nocami siedzieli na sofie spoglądając na okno na które lawina wręcz kropli upadała.

Puknięcie do drzwi przerwało jego wspominanie dawnych czasów. Za drugim razem dopiero zrozumiał, że ktoś puka do drzwi.
- Już idę... - powiedział podchodząc do drzwi i otwierając. Trochę zdziwił, że Johan przyszedł do niego w takiej pogodzie.
- Dobry wieczór, Johan. Zabiorę ci płaszcz.

Gdy Johan usiadł już na krześle, to Jack podał mu telegram. Jak tylko go czytał, to położył przy nim jego notatki na temat wydarzeń oraz część numerów gazety.
- Jackson chyba ma zamiar się wpakować w niebezpieczną sytuację. Bardzo mi ta sprawa śmierdzi. Jakoś nie chce mi się uwierzyć, że tak łatwo odnaleźli sprawców... a ciał ważnych osób nie odnaleźli.

Darth Misiekh - 2010-04-02 15:53:00

Keningston chwile przyglądał się podanym przez Jack`a notatkom.

   - Również dostałem podobny telegram od Jackson`a .   – Rozpoczął. Jego głos był cichy i spokojny. Idealnie komponował się z błyskami rozświetlającymi nocne niebo. – I też trochę poszperałem oraz ruszyłem moje dawno nie używane kontakty.  Tak jak mówisz sytuacja ta śmierdzi na kilometr. Tylko co to może mieć wspólnego z tobą i twoja rodziną??   – Chwilę odsapnął by znów podjąć wypowiedź. - Udało mi się namierzyć  siostrę Rogera, Erice. Mieszka niedaleko Nowego Jorku. Jeżeli byłbyś zainteresowany spotkaniem z nią mogę cię umówić jako jednego z dziennikarzy mojego wydawnictwa.

Havoc - 2010-04-02 16:42:59

Jack Martin



- To byłoby ryzykowne. Jest to bogata kobieta i pewno ma ochroniarzy. Tylko, że dziś jest 13... i noc już. Wątpię, aby się zgodziła na wizytę tego samego dnia co do niej byś zadzwonił. Musiałbym mieć do tego jakąś przykrywkę. - drapie się po głowie cały czas spoglądając na stertę materiałów. - Chciałem jutro wyruszył do doków, aby sprawdzić kapitanów statków. Może udałoby mi się natrafić na ten liniowiec z którym wyruszyli... - przegląda gazety. Kiedy odnalazł nazwę statku to pokazał palcem. - Sztandar Imperium. Ale jest duża szansa, że go nie będzie lub nikt nie pływał na nim. Jeśli jednak są... może wiedzą więcej niż krótki artykuł w gazecie.

Zrobił wydech z zakłopotania. Spojrzał na Kensingtona.
- Uda ci się umówić spotkanie z nią jutro? Czy może poczekamy pierw na Eliasa?

Darth Misiekh - 2010-04-02 19:59:02

Jonah wstał z krzesła na którym do tej pory siedział. Spokojnym krokiem zaczął  spacerowałć po pokoju.


   - Spodziewałem się tego. I dzisiaj zadzwoniłem do pani Carlyle. Umówiłem się z nią jutro na spotkanie tutaj w Nowym Jorku. Dokładnie to w hotelu „ Chelsea” o godzinie 19.   – Na jego twarzy zagościł uśmiech. - Więc spokojnie będziesz mógł ją wypytać.  Prawdopodobnie nie zrobi jej to różnicy jeżeli na spotkanie przyjdzie jeden z moich pomocników, a nie ja osobiście. Przykrywkę też mamy. Będzie nią chęć napisania biograf jej brata. Więc co ty na to??

Havoc - 2010-04-02 23:09:14

Jack Martin



Zaczął spokojnie masować skronie. Obawiał się spotkania z kobietą, która nigdy nie znał.
- Bym potrzebował więcej informacji o nim niż te gazety, żeby nie było, że jestem jakiś sępem, który przychodzi zrobić reportaż po tragedii. - wstał z krzesła. Zachwiał się trochę, ale stół pomógł mu zachować równowagę. Wyprostował się i wyciągnął z kieszeni papierosy. - Jeśli do niej pojadę... to oznacza, że jutro nie idę do doków. Jest mała szansa, że w dzień załatwię rozmowę z jakimś kapitanem... ale spróbować mogę. Może też się wybierzesz? - włożył jednego papierosa do ust, ale nie zapalił.

Darth Misiekh - 2010-04-03 10:53:03

- Zrobimy więc tak. Ty spotkasz się z marynarzami w dokach, a ja udam się na spotkanie z panną Carlyle. Spotkamy się później i każdy zda relację z tego czego się dowiedział. Zgoda?? -

   Spojrzał na zegarek który znajdował się na ścianie. Wskazywał on 21.30.

   - Kurcze Mara mnie zabije. Spóźniłem się na kolację. Spotkamy się pojutrze z rana u mnie w biurze.  Najlepiej tak koło 9. Tam nikt nie powinien na przeszkadzać. -

   Podszedł do wieszaka i zabrał swój płaszcz. Przed wyjściem obrócił się jednak i dodał:

   - W co myśmy się wplątali Jack?? -

   I wyszedł. Pozostawiając Jacka jego własnym myślą.

Havoc - 2010-04-03 12:18:55

Jack Martin



Przytaknął z lekkim uśmiechem Kensingtonowi. Nie chciał spotkać się z kobietą, o której nie ma bladego pojęcia poza informacjami z gazet. Lepiej zostawić to komuś z większym wachlarzem wiedzy.
Odprowadził Johana do drzwi.
- Żebym to ja wiedział, Johanie. Dobrej nocy. - pożegnał swojego kolegę na korytarzu domu. Przez chwilę stał spoglądając na zakręt do schodów, gdzie znikł Kensington. Słyszał jak schodzi na dół szybkim krokiem i wychodzi z bloku. - Żebym to ja wiedział.
Wrócił do mieszkania i szczelnie zamknął. Zapalił papierosa, którego już trzymał w dłoni. Ulżyło mu. Chociaż na chwilę. Wrócił do notatek. Po kilku godzinach zasnął przy stole.

14 Stycznia

Jack obudził się gwałtownie dwa razy w ciągu nocy. Po raz kolejny śniła mu się rodzina. Twarz potwora. Twarz istoty, na której się zemści. Twarz istoty, którą dopadnie i zapłaci po trzykroć. Udało mu się jednak przespać do 7:23, więc spokojnie wstał do porannych czynności. Wziął zimny, a później ciepły prysznic bez mydła. Nie mógł się skupić na czyszczeniu własnego ciała. Nie miał czasu ani miejsca w głowie na takie myśli. Ubrał za to nową koszulę i podkoszulek. Wyszedł w swoim typowym ubraniu z domu. Kapelusz, długi płaszcz i pod tym garnitur. Na wszelki wypadek wrócił do mieszkania raz jeszcze i schował pod płaszcz pistolet. Nigdy nie wiadomo powiedział do siebie chowając broń. Zamykając drzwi mieszkania nie zobaczył nikogo. Chyba sąsiad wyszedł wcześniej.

Idąc do redakcji zatrzymał się u Johna.
- Jakieś nowe nowinki, John? - zaczął sprawdzać gazety w poszukiwaniu informacji. Gdy skończył ruszył prosto pod redakcję. - Dzięki. - powiedział płacąc za nową gazetę.

Darth Misiekh - 2010-04-04 22:11:04

Już z daleka Jack wyczuwał, że jest coś nie tak. Pod redakcją stało kilka radiowozów. Policjanci krzątali się jak w ukropie rozgarniając tłum.  Co też takiego mogło się tutaj wydarzyć.   Dostrzegł też kilku dziennikarzy z brukowców. U nich na pewno najłatwiej będzie zaczerpnąć jakich informacji.  No bo spotkanie z byłymi towarzyszami bądź co bądź nie należy do najprzyjemniejszych. W szczególności, że większość z nich uważa, że sam zamordowałeś swoją rodzinę.

   - Rozejść się! Proszę się rozejść!   –

   Głos jednego z policjantów wybił Jack`a z zamyślenia. I wtedy go ujrzał. Ledwie kontem oka ale ten widok zapadł mu w pamięci. Stał spokojnie w jednym z ciemniejszych zaułków.  Nawiedzał go już tyle razy we śnie, że do końca życia go nie zapomni. Stała tam bestia która zabiła jego rodzinę. Chciał już puścić się za nim pędem gdy tłum go zasłonił, a po chwili już go nie było.

Havoc - 2010-04-04 22:45:42

Jack Martin



Wiedziałem, że to śmierdzi tak skomentował w myślach widząc tłumy przed redakcją. Spoglądał na redakcję. Wyciągnął papieros z paczki. Nie chciał wiedzieć co się dzieje. Nie chciał.
Kiedy krzyk policjanta doszedł do jego uszu zatrzymał się. Trzymał w dłoni zapaloną zapałkę. Już miał sobie ulżyć. Już miał sobie zapalić. Niestety coś go wybiło z tego. To coś stało w cieniu pomiędzy dwoma budynkami. Nawet kątem oka potrafił to coś rozpoznać, ale gdy się odwrócił istoty już nie widział. Bawiła się jego umysłem. Wiedziała, że szuka zemsty i chce go pociągnąć za strunę świadomości.
- Nie! - papieros spadł na ziemię. Został zniszczony przez przechodzący tłum. Jednak Jacka to nie interesowało. Z jego gardła słowo nie wyszło takie samo, jak za dnia kiedy zamordowała mu rodzinę. Jego skóra zbladła. Rozszerzył oczy. Nie chciał uwierzyć. Domyślał się czemu tu jest. Dlaczego tutaj jest tłum. - Kensington! - odwrócił się do budynku redakcji i pobiegł. Przedarł się przez tłum, aby być jak najbliżej.

Darth Misiekh - 2010-04-06 22:46:10

Zdążył akurat na moment kiedy lekarze wynosili ciało jego przyjaciela.  Czarny plastikowy worek  nieprzyjemnie kontrastował z bielą ich kitli.  Świat na chwilę zwolnił. Więc jednak mu się nie przywidziało i bestia chciała żeby to zobaczył.  I co to wspólnego miało z rodziną Carlyle. Tylko czas mógł mu to wyjaśnić lub Jackson.

Havoc - 2010-04-06 23:20:48

Jack Martin



To był silny cios w psychikę Jacka. Przez kilka godzin łaził po mieście odgrywając w umyśle scenę z morderstwa rodziny i to co widział tego ranka. Nie mógł uwierzyć, że to coś na niego poluje. Dlaczego na niego poluje? Na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć. Może żywił się smutkiem innych? Może żył dla strachu ludzi? Ta istota była dla niego zagadką, którą musiał rozwiązać, ale potrzebował więcej osób do pomocy. Jackson to będzie początek.

Nie pojechał do siostry Carlyle'a. Nie czuł się na siłach, aby tam jechać. Może jutro to zrobi z Jacksonem. On był zawsze bardziej wygadany i potrafił powymyślać kilka ciekawych rzeczy. Jack jednak jako były policjant wolał bezpośrednie podejście. Dlatego też przyjechał do doków Nowego Jorku. Centrum spelun. Centrum ścierwa mórz.

- Pod Luźną Babą. - wypowiedział na głos nazwę baru w dokach, gdzie najczęściej siedzieli marynarze i pili, ponieważ następnego dnia musieli już ruszać w morze. Tutaj mógł kogoś znaleźć. Mógł. Istotne słowo.
Wszedł do środka, ale jego uzależnienie od papierosów uodporniło go na nawałnice zapachu tytoniu, ale niestety to było pomieszane z rzygami i alkoholem. Potarł nos i podszedł do barmana. - Szukam osób, które kiedyś były na Sztandarze Imperium. Liniowiec. Brytyjski. - krótko i na temat. Żadnego owijania w bawełnę. Ale powiedział to powoli i aby było zrozumiałe, że nie przyszedł tu się bawić w kotka i myszkę.

Greyu - 2010-04-09 08:24:55

Dante Capone




Zapukał do drzwi Jacka Martina. Nikogo najwyraźniej nie było w domu. Wyszedł przed budynek ,
podszedł do jednego z samochodów i powiedział do dwóch siedzących w nim mężczyzn.
-Nie ma go , zostaniecie tutaj i dacie mi znać kiedy tylko się pojawi.
Odszedł do samochodu i wsiadł do innego nieopodal. Pojechał do swojej siedziby z której
nadzorował nielegalny handel alkoholem. Wszedł do swojego biura. Na biurku leżał
nowiutki egzemplarz New York Times , Dante z nudów dał pogrążyć się czytaniu.

Darth Misiekh - 2010-04-10 20:43:07

Jack Martin:




   Barman sceptycznym okiem rzucił na Jack`a. Był to starszawy jegomość z opasłym brzuchem.

   - Chłopcze tego statku od dawna nie ma już w naszych dokach. Wypłynął jakieś 3 dni temu, a wraz z nim cała jego załoga. Chociaż jeżeli dobrze byś poszukał  znaleźć można kilku żółtodziobów którzy postanowili pozostać na stałym lądzie. Niestety nie mam  pojęcia gdzie mogą obecnie przebywać.

   Obrócił się na pięcie i poszedł przyjąć zamówienie jakiegoś marynarza. Widać z tego, że definitywnie skończył temat.

Havoc - 2010-04-11 19:42:45

Jack Martin



Nie zdążył podziękować, więc odsunął się od lady baru. Zaczął masować brodę rozglądając się po barze szukając kogoś. Zielonych. Osób, które nie wyglądają na marynarzy. Nowych.
Po chwili zobaczył ich. Trójka osób. Siedzieli cicho w czasie, gdy każdy marynarz w barze rozmawiał. Ledwo się napili, a reszta baru była już upita.
Jack podszedł spokojnie do ich stołu.
- Wybaczcie panowie. Szukam osób, którzy byli na statku zwanym... Sztandar Imperium. Byliście na nim?

Darth Misiekh - 2010-04-13 09:43:47

Jack Martin:




   Mężczyźni koso spojrzeli na Jack`a.

   - Tutaj nikt głośno nie wymawia tej nazwy.   – Przemówił ten po lewej.

   - Ta nazwa przynosi pecha.  – Od razu dodał kolejny. – Dlaczego akurat ten statek cię interesuje, co?? Wiedz, że niewielu ma odwagę głośno rozmawiać na temat tego statku. Mówią że jest przeklęty, że cała jego załoga zaprzedała dusze diabłu.   -

   Pozostali dwaj marynarze znacząco kiwali głowami na znak, że popierają to co mówi ich towarzysz.

   - Więc jak dowiemy się co taka osoba jak ty może chcieć od statku z tak złą reputacją?? -


Dante Capone:




   Dante spokojnie rozsiadł się w swoim biurze. W gazecie nie znalazł nic ciekawego same nic nie znaczące fakty z różnych dziedzin. Gdy wtem usłyszał pukanie do drzwi jego gabinetu. Nie zdążył jeszcze nawet się odezwać by nieproszony gość wszedł gdy drzwi się otworzyły. Do biura wszedł jeden z jego ludzi – Marti.

   - Szefie?? Przepraszam, że ci przeszkadzam ale mam ciekawe informacje które mogą cię zainteresować. Mianowicie zna szef wydawnictwo Prespero Press?? Ano doszło tam do makabrycznej zbrodni. Może niebyło by w tym nic dziwnego gdyby na miejscu nie pojawił się nie kto inny jak Jack Martin. Kazał szef go szukać więc wysłałem za nim kilku ludzi i mam informacje, że obecnie znajduje się w dokach. Czy mam go tutaj przyprowadzić??  -

Greyu - 2010-04-13 16:09:28

Dante Capone




Zapalił cygaro i nadal trzymał gazetę w rękach.
-Tak , przyprowadźcie , ale kulturalnie , no chyba , że będzie się rzucał
Zerknął na rubrykę sport w gazecie i nagle przypomniało mu się
-Pamiętasz tego boksera na którego postawiłem sporą sumę? Ma wygrać
jeśli nie to zabij jego , tego wygranego i ich rodziny. Dlatego postaraj się
by wygrał , dostaniesz podwyżkę jak ci się uda , a jeśli się nie uda to wolisz nie
wiedzieć co się stanie.

Puścił oko i lekko się uśmiechnął do Martiego i znów pogrążył się w lekturze.

Havoc - 2010-04-14 19:11:09

Jack Martin



- Mój... przyjaciel dzisiaj został zamordowany. Wraz z nim mieliśmy się zająć zaginięciem Rogera Carlyle. On... on wraz z grupą poszukiwawczą wyruszył kilka lat temu na tym liniowcu stąd. Cała ta sprawa śmierdzi, więc chcę rozwiązać początek. Nie chce żeby ktoś... lub coś co ukrywa prawdę ponownie uderzyło. Jeśli ją odkryję... to znajdę sprawcę zaginięcia grupy Carlyle i może nawet mojego przyjaciela. - mówił nie siadając z nimi. Wolał stać i mówić do każdego z poważną miną. Dla niego to było ważne, ponad życie. - Powiedźcie co wiecie... proszę was.

Darth Misiekh - 2010-04-15 21:31:51

Jack Martin:




   Mężczyźni spoważnieli.

   - Współczujemy ci z powodu przyjaciela ale nie za bardzo mamy tobie w czym pomóc.   – Zaczął ten po prawej. – Poza  kilkoma plotkami o tym jakoby  kapitan wraz z resztą załogi  zaprzedali dusze diabłu nie potrafimy powiedzieć nic więcej. Przypuszczam, że żaden z obecnych tutaj marynarzy nie potrafiłby odpowiedzieć ci czegoś bardziej konkretnego. Chociaż może Gary. . . 

  - Niestety znaleźć tego gościa jest cholernie trudno.   -  Wtrącił się w zdanie ten naprzeciwko Jack`a. – Można powiedzieć, że to nie ty go znajdujesz lecz on ciebie.  Faktem jest, że on najprawdopodobniej potrafiłby ci pomóc. Ludzie mówią, że swojego czasu pływał na tej przeklętej łajbie.   –


Dante Capone:





   Słysząc ostatnie zdanie Marti zbladł jak ściana.

   - Rozkaz szefie. Już się za to zabieram.   –

   Wymamrotał .Obrócił się i wyszedł z gabinetu zamykając  za sobą drzwi. Pozostawiając młodego gangstera samego.

Havoc - 2010-04-15 21:38:36

Jack Martin



- Tajemniczy Gary, hmm? - spoglądał na nich chwilę. Zastanawiał czy mówią prawdę czy po prostu karmią go bzdurami. Ale on wiedział. Wiedział, że nie ma takiego czegoś jak bzdury. Już nie. - Dziękuje wam, panowie. Pomyślnych wiatrów. - po tych słowach skinął głową i odszedł od stołu. Chciał już mieć spokój z tym wszystkim. Czas odpocząć. Wyszedł z baru.

Los nie dał mu jednak spokoju. Szedł po uliczkach Nowego Jorku kierując się do domu, gdy nagle został oślepiony. Światło samochodu zaparkowanego w uliczce w którą miał skręcić Jack, niemiłosiernie uderzało go w oczy. Złapał się za pierś. Nie był to zawał. Trzymał rękę na pulsie. Na pistolecie. Drugą ręką zasłaniał samochód próbując zobaczyć twarzy osób, które do niego się odezwały.
- Jack Martin, jak mnie mam? - jeden z dwóch osobników koło samochodu mówił do niego. Nie był zadowolony z tego co się stanie.
- Tak. Kim jesteście?
- Pan Dante chciałby z panem zamienić kilka słów.
- Dante Capone? Heh... tego mi jeszcze brakowało. Możecie mu powiedzieć, aby do mnie przyszedł? Czuje się bezpieczniej w domu... niż w samym środku roju.

Greyu - 2010-04-15 21:52:26

Dante Capone




Położył gazetę na biurku , wyciągnął z barku szklankę i butelkę whisky.
Nalał sobie 1/4 i zaczął dostojnie popijać. Podszedł do okna.
-Ahh...Za każdym razem kiedy patrzę przez okno napawa mnie to
wspaniałe uczucie , że to miasto jest moje , nie burmistrza , nie posłów
ani senatorów , którzy trudzą się o to by zyskać głosy wyborców.
Nie policjantów , którzy pilnują tu względnego porządku a za plecami
uczciwych obywateli maczają palce w intrygach i korupcji. Miasto należy
do mnie , do człowieka , który wraz z rodziną zbudował potęgę mafijną
i finansową , śmieję się tym wszystkim w twarz , którzy ledwo wiążą
koniec z końcem gdy ja mogę kąpać się w forsie. Gardzę nimi. Jedno
kiwnięcie mojego małego palca u nogi a gmach sądu federalnego
na Manhattanie stanie w płomieniach. To ja decyduję kto w tym mieście
się bogaci a kto śpi pod mostem. A ci wszyscy głupi ludzie myślą , że
wybierając władzę , decydują o przyszłości swojej dzielnicy , miasta ,
kraju.

W tym miejscu zaczął bardzo szyderczo się śmiać. Śmiech ten przeraziłby
niejednego , ziało od niego zło i chęć władzy , zawładnięcia innymi. Ciągle
stojąc przy oknie , rozłożył ręce tak jakby miał prawić kazanie. Zamknął
oczy , wzdechnął i napawał się światłem słońca , które w jego mniemaniu
należało do niego. Miał obsesję , kochał władać i rządzić , na drodze do
JEGO "amerykańskiego snu" nie mógł stanąć teraz nikt. To on rozdawał
karty. Jednak było jeszcze COŚ , co kompletnie gdzieś miało jego władzę
i przywileje. Coś co tamtego dnia nie oszczędziło jego podwładnych. Coś
co patrzyło się na Dantego czterema czarnymi ślepiami.
-No panie Jacku Martinie , jest tylko jedna rzecz , która może mi
przeszkodzić i to właśnie pan mi pomoże w jej unicestwieniu!

Darth Misiekh - 2010-04-16 09:59:31

Jack Martin:




   - Obawiam się, że nie będzie to możliwe. Pan Dante jednoznacznie powiedział, że ma pan jechać z nami.  – odpowiedział nieznajomy. -  Więc proszę nie utrudniać panie Martin i spokojnie wsiąść z nami do samochodu, a nikomu nic złego się nie stanie. -

Havoc - 2010-04-16 10:20:30

Jack Martin



Przeklęta mafia pomyślał gdy ruszył do gangsterów. Wsiadł zniesmaczony z tyłu, gdzie mu kazali usiąść. Samochód wyruszył na spotkanie Dantego i Jacka.

Greyu - 2010-04-16 21:44:08

Jack Martin





Chłopcy Dantego jechali dosyć szybko , najwyraźniej
spóźnienie się było ostatnią rzeczą której by teraz chcieli.
Jechali na Manhattan , często ten gangster który nie prowadził
chciał zagadać Jacka , ale bez skutecznie. W końcu zajechali
na miejsce , budynek do którego prowadzili Martina
z zewnątrz wyglądał najzwyczajniej w świecie , czerwona
cegła , białe framugi okien i drzwi. Był to budynek przeznaczony
nie do mieszkania ale do prowadzenia jakiejś działalności.
Kontrastem do zwykłego zewnętrznego wyglądu było
wnętrze. Piękna podłoga z długim czerwonym dywanem
prowadzącym do schodów. Na ścianach wisiały obrazy
ukazujące jakieś postacie. Pod obrazami wisiały złote grawerowane
plakietki z wyrytymi imionami i nazwiskami. A właściwie nazwiskiem
bo takie widniało identyczne na wszystkich plakietkach. "Capone".
Peter Capone , George Capone , Paul Capone , Jack Capone.
Wszystkie postacie były włoskiej urody. Droga przyozdobiona była
roślinkami wystającymi z doniczek i gdzieniegdzie stały rzeźby.
Panowie poprowadzili Jacka po schodach na górę. Gdy znaleźli
się już piętro wyżej ciąg obrazów był kontynuowany ale tym razem
obrazy były tylko dwa. Dante Capone i Al Capone. Obrazy otoczone
były niesamowitymi przedmiotami. Na pierwszy rzut oka można by
pomyśleć , że poprzez tą pomniejszą kaplicę oddaje się tym ludzią
cześć. Jeden z gangsterów zapukał. Rozległ się głos
-Wejść!
Weszli do dobrze oświetlonego pokoju w którym siedział młody
mężczyzna pogrążony w lekturze jakiejś książki. Siedział przy wielkim ,
pięknym , dębowym biurku. Trzymał na tym biurku butelkę whisky ,
szklankę , gazetę i nogi. Nie odrywając się od lektury odezwał się
-Pan Jack Martin jak mniemam ? Proszę siadać . Witam .
Jack dosyć nie pewnie usiadł na przeciwko niego. Ten ściągnął nogi
ze stołu i mówił dalej.
-Nazywam się Dante Capone , lecz pewnie to już zdążył pan wywnioskować.
Mam do pana pewną ważna sprawę. Apropos

W tym momencie wskazał na czytaną przez niego książke.
-"Czas Apokalipsy" , czytał pan?
Nie dał mu dojść do głosu
-Wspaniała książka , pewien gość w czasie odkryć geograficznych ma odnaleźć
zaginionego odkrywcę , gdy go znajduje okazuje się , że ten wśród tubylców
jest traktowany jak Bóg. Naprawdę świetna lektura, traktuję ją na pewien
sposób jako poradnik. No dobrze , do sedna , wie pan czemu pan tu jest?

Havoc - 2010-04-17 21:22:53

Jack Martin



- Nie. - jego głos nie drgnął. Nie bał się. Widział gorsze rzeczy, a śmierć dla niego byłaby zbawieniem.

Greyu - 2010-04-17 21:47:30

Dante Capone





-Otóż , drogi panie kolego , mamy wspólnego znajomego.
Ruchem ręki odesłał goryli z pomieszczenia.
Podszedł do szafki , wyciągnął gazetę i wskazał na artykuł z
zeznaniami Jacka Martina dotyczące sprawcy zdarzenia o które
podejrzewany był on.
-Teraz już pan wie po co pan tu jest ? Muszę znaleźć to coś
i skończyć z tym raz na zawsze.

Havoc - 2010-04-18 18:19:52

Jack Martin



Otworzył szerzej oczy widząc gazetę opisującą mord jego rodziny. Wszyscy wskazywali, że jest szaleńcem i trzeba go do psychiatryka wsadzić. Cudem uniknął kary.
- Dobrze, panie Capone. Ma pan moje uszy...

Greyu - 2010-04-18 19:12:19

Dante Capone





-Otóż całkiem niedawno wybrałem się z dwoma podwładnymi
do lasu na , nazwijmy to , "piknik". Gdy oni robili swoje , ja
czekałem w samochodzie , trochę denerwowało mnie czemu
tak długo nie wracają , poszedłem w miejsce gdzie powinni
"wyrzucić śmieci" i zobaczyłem to co widział pan tamtej nocy.
Słyszałem , że szuka pan tego czegoś albo chociaż jakiś
powiązań , proponuję aby na pewien czas połączyć siły
na rzecz jakże zacnego celu.

Havoc - 2010-04-18 19:18:20

Jack Martin



- To nie jest coś co można zastrzelić... tak mi się wydaje. Sądzę, że to przerasta mnie... pana... i całą rodzinę Capone. W czasie gdy pan chce się zemścić za przyjaciół. Pan się zatrzyma kiedy będzie niebezpiecznie. Ja pójdę choćby do samego Lucyfera, aby widzieć tego stwora nieżyjącego. - chwilę dał Dantemu, ale od razu zapytał. - Poświęciłby pan swoje życie, aby się tego pozbyć? Bo jak nie... to może pan tylko mi pomóc, a nie ja panu.

Greyu - 2010-04-18 19:21:42

Dante Capone





-Nie kieruję mną zemsta , to coś może mi przeszkodzić ,
pierwszy raz w całym moim życiu coś jest wystarczająco
silne by mi zaszkodzić. Nie chcę by to coś zniszczyło
mi wszystko na co pracowałem tak wiele lat. Ma pan może
informację jak tego czegoś się pozbyć?

Dante już nie wydawał się być ucieszony , jego oczy zrobiły
się bardzo poważne .

Havoc - 2010-04-18 20:55:13

Jack Martin



- Pozbyć? Nie. Wiem jak go "szukać", ale to byśmy musieli omówić u mnie. Tam mam wszystko.

Greyu - 2010-04-18 21:21:21

Dante Capone





-W takim razie , w drogę
Wyszli z pomieszczenia. Wyszli z obstawą przed
budynek , na ulicy stał już samochód z szoferem
w środku , najwyraźniej Dante się tego spodziewał.
Szofer otworzył obu drzwi. Wsiedli do czarnej limuzyny.
-Napije się pan czegoś ?
Otworzył barek w limuzynie wypełniony po brzegi
najróżniejszymi trunkami.

Havoc - 2010-04-18 21:41:22

Jack Martin



Nic się nie napił wolał mieć trzeźwy umysł. Trochę potrwała podróż. Znaleźli się pod blokiem Jacka. Dante ruszył dwoma dryblasami za Jackiem. Nikogo na szczęście o tak później porze nie było na korytarzach.

Przed drzwiami stanęli ludzie Dantego, w czasie gdy Jack i on siedzieli w środku. Dante właśnie kończył przeglądanie wycinków gazet, które Jack mu dostarczył. Nawet opowiedział mu o wypadku pod redakcją.

Darth Misiekh - 2010-04-18 21:50:31

Jack i Dante:




Po drzwiami czekał na Jacka kolejny telegram. Szybkie spojrzenie na kopertę w której był świadczyło, że przyszedł od Elias`a. Przedstawiał następującą treść:

SPOTKAJMY SIĘ JUTRO STOP HOTEL CHELSEA STOP POKÓJ 410

Greyu - 2010-04-18 22:19:50

Dante Capone





-Myśli pan , że śmierć Carlyle'a ma coś wspólnego
z naszym czterookim znajomym ? Pański przyjaciel
widać również był świadkiem pojawienia się tego czegoś.
Zadziwia mnie pewna rzecz , załóżmy , że to coś nie może
umrzeć z przyczyn naturalnych , podeszły wiek i choroby
odpadają. Jeśli jest to prastara istota , to czy nie byłoby
przynajmniej dziwne , że nikt wcześniej dajmy na to
w średniowieczu nie spotkał tego stwora ? Może powinniśmy
poszukać , jakichś poszlak w starszych księgach. Kiedyś
ludziom bardziej chciało się bawić w różnoraki okultyzm.
Może tam znajdziemy odpowiedzi na pytania jak go zabić.
Załóżmy też , że Carlyle zginął przez tego potwora.
Niby wszystkie "dowody" wskazują na tych podskakujących
czarnuchów ale z drugiej strony to przynajmniej dla mnie
wydaje się dziwne , żeby jakieś cholerne plemię liczące
20 chłopa na krzyż rzucało się na białych. Może za każdym
razem gdy ktoś dotyka tajemnicy , ginie w jasno wytłumaczalnych
okolicznościach by nikt nie doszukiwał się w tym wszystkim
magi , czarów , okultyzmów , prastarych przepowiedni??

Wskazał na świeżo dostarczony telegram
-Idziemy tam razem

Havoc - 2010-04-19 20:01:57

Jack Martin



- Można sprawdzić... ale to po spotkaniu z Eliasem. Ja jestem zmęczony... i już pewno po północy jest. - odłożył nowy telegram na stół. - Co do pańskiego pierwszego pytania... tak. Mój kolega, Kensington zginął dziś. On jest redaktorem książek Jacksona. Został zabity przez tego stwora. Jestem pewien.

Greyu - 2010-04-19 20:09:08

Dante Capone





-W takim razie będę już się zbierał , obowiązki służbowe
wzywają , przecznice z tąd jest mała piekarnia , gdyby
chciał się pan ze mną skontaktować proszę pójść tam
powiedzieć , że ja pana przysłałem. Dla takich jak pan
piekarnia jest czynna całą dobę.

Wyciągnął z marynarki karteczkę , podniósł pióro Jacka
leżące na stole , podpisał się i napisał jeszcze coś po włosku.
-Gdyby jednak sprawiali jakieś problemy proszę okazać im
to , miłej nocy życzę , widzimy się rano.

Wyszedł , na zewnątrz czekała na niego ta sama limuzyna.

Havoc - 2010-04-19 20:41:27

Jack Martin



Zamknął drzwi za Dantem. Stał przy drzwiach chwilę. Czekał aż wyjdą z budynku. Kiedy drzwi klatki zamknęły się podszedł do okna. Spoglądał na odjeżdżającą limuzynę myśląc o przyszłości.
- Capone. - powiedział do siebie. Ścisnął dłoń mocno w pięść. Miał jednak nadzieję, że jego znajomości pomogą przy zabiciu stwora. To dla niego było najważniejsze. Nic więcej.

Jack zamknął szczelnie mieszkanie i ruszył do łóżka.

Darth Misiekh - 2010-04-21 23:02:16

Jack Martin:




15 stycznia 1925


   Noc minęła mu w miarę spokojnie. Żadnych koszmarów. Kompletnie nic.  Dlatego Jack mógł zaliczyć ją do udanych.
 
   Poranne zabiegi pielęgnacyjne starał się wykonać jak najszybciej. W gruncie rzeczy czuł, że dzisiaj wydarzy się coś przełomowego -  co rzuci wiele światła na wydarzenia kilku ostatnich dni.  Wszystko skłaniało się w kierunku jednego człowieka - Jacksona Eliasa.

   Opuszczenie domu wraz z dotarciem do przyrożnego sklepiku z gazetami John`a zabrało mu niespełna kilkanaście minut.  Był tak zdenerwowany, że nie miał z nim czasu nawet zamienić większej ilości zdań. Wziął tylko gazetę i ruszył w kierunku hotelu Chelsea.

   W drodze uświadomił sobie, że nazwa hotelu oraz pokój są mu już znane. Przecież to tam Kensington maiła się spotkać z siostrą Carlyle`a. Zajęła mu ona ponad godzinę.

   Sam hotel przedstawiał się raczej mniej okazale niż można byłoby się tego spodziewać. Ot kolejny hotel jakiś setki w Nowym Jorku.  Wejście do środka i dowiedzenie się o położeniu pokoju 410 trwało tylko kilka minut.

   Stanął wreszcie przed pokojem Eliasa. Stalowe cyfry przyjemnie kontrastowały z  bordowym kolorem drzwi.  Głęboki oddech i zapukał.  . . Niestety bez żadnej reakcji. Powtórzył, tym razem troszeczkę mocniej. I znów żadnego odzewu.  Teraz też z środka dotarło do niego ciche szuranie oraz skrobanie. Niestety nikt dalej mu nie otwierał.

Havoc - 2010-04-22 20:55:38

Jack Martin



Przyłożył dłoń na pistolecie. Bał się tego co może się stać. Czy znowu pojawił się potwór? Czy i tym razem stanie jak wryty i pozwoli mu wybiec? Nie. Tym razem nie.
Drugą ręką zaczął walić kilka razy w drzwi, aby osoby w środku usłyszały.

Darth Misiekh - 2010-04-25 12:06:29

Jack Martin:




   Odgłosy które tak zaciekawiły detektywa ucichły, ale nadal dalej nikt nie otworzył mu drzwi.

Havoc - 2010-04-25 12:21:42

Jack Martin



- Jackson? To ja, Jack. Jesteś tam? - powiedział donośnym głosem pod drzwiami.

Darth Misiekh - 2010-04-25 12:40:24

Jack Martin:




   I znów nikt mu nie otworzył. Chociaż dotarł teraz  do niego cichy odgłos, podobny do stąpania po metalu.

Havoc - 2010-04-25 12:48:10

Jack Martin



Spróbował szczęścia z klamką.

Darth Misiekh - 2010-04-26 09:21:24

Jack Martin:




Niestety drzwi był zamknięte. Chociaż teraz do niego dotrało, że odgłosy z środka na umilkły.

Havoc - 2010-04-26 13:08:28

Jack Martin



Wyciągnął pistolet i odbezpieczył. Przygotował się pod drzwiami i z całej siły uderzył barkiem próbując otworzyć drzwi.

Greyu - 2010-04-26 15:55:24

Dante Capone





-Stój!- Zawołał do Jacka gdy ten próbował wyważyć drzwi.
Dante trzymał rewolwer w ręce a zza jego pleców wyszło dwóch
osiłków również z gnatami w ręce. Capone ruchem ręki rozkazał
gangsterom otworzyć drzwi.
-Cofnij się Martin.

Darth Misiekh - 2010-04-26 19:01:29

Jack i Dante:




   Drzwi z trzaśnięciem poddały się ochroniarzom Capona.  Oczom zebranych ukazuje się przerażający widok. W pokoju do którego prowadzi  korytarz leży ciało Eliasa, całe ociekające krwią. Sam pokój sprawia wrażenie jakby przed chwilą doszło tutaj do walki. Wszędzie walają się rzeczy oraz poprzewracane meble.

   Teraz też dostrzegacie trzech mężczyzn.  Dwóch ciemnoskórych oraz jednego rasy białej. Wszyscy trzymają w dłoniach ociekające krwią prangi*. Wszyscy ubrani są tylko w znoszone ubrania oraz noszą ohydne maski.  Na wasz widok jeden z nich rzuca się w kierunku okna, dwaj pozostali  natomiast na was.


*pranga – rodzaj długiej afrykańskiej maczety

Havoc - 2010-04-26 19:19:07

Jack Martin



Kolejna osoba. Następnego przyjaciela stracił. Nie był ucieszony. Był zły. Nie chciał pozwolić, aby ci którzy to zrobili poszli żywcem z miejsca zbrodni. Miał zamiar powstrzymać uciekającego.
Próbuje odstrzelić białasowi kolano, aby nie mógł już biec.

Greyu - 2010-04-26 19:19:19

Dante Capone






Dante wraz z gangsterami zaczyna strzelać w mężczyzn w maskach.
-Nie żałować amunicji!
Goryle celowali w dwóch biegnących w ich stronę , Dante zaś spróbował
ustrzelić uciekającego. Rewolwer Dantego nie mógł się pomylić. Strzał
prosto w udo. Uciekinier opadł na parapet i osunął się na podłogę.
Ochrona Capone'a oddała łącznie 6 strzałów , ten po lewej
strzelił 4 razy w klatkę napastnika. Drugi natomiast raz trafił w okolicę
wątroby następnie w szyję. Krew obryzgała większą część pokoju.
Chłopaki Dantego mieli garnitury we krwi. Młody Don wszedł do pokoju.
Pierwsze co zrobił to kopnął martwego czarnucha.
-Jebani troglodyci. Panie Martin , proszę za mną
Podszedł do Eliasa i sprawdził tętno.
Wyciągnął rewolwer jeszcze na chwilę , strzelił w rękę facetowi który
próbował uciec. Trafił w dłoń w której ten trzymał długą maczetę.
-Profilaktycznie.

Darth Misiekh - 2010-04-27 13:17:53

Jack i Dante:




   Wszystko zwolniło, każdy z wystrzałów ciągną się niemiłosiernie i każdy też docierał do celu. Obaj atakujący cudzoziemcy padli martwi. Trzeci z nieznajomych wił się z bólu pod oknem starając się dosięgnąć swojej broni.

   Sprawdzenie tętna Eliasa nic nie dało.  Rana na szyi którą teraz dostrzegli mówiła sama za siebie. W tym samy jednak Momocie ranny z bandytów, wycharczał w ich stronę:

   - Przeklęci będziecie! Bo ten który odszedł, znów powraca!   –

   Skończywszy padł bez życia.

Greyu - 2010-04-28 17:28:09

Dante Capone





Zwrócił się do ochrony.
-Przeszukać pokój , Eliasa i troglodytów , weźcie wszystko co wyda się wam przydatne , panie Martin , my również będziemy rewidować.
Zabrał się do oględzin.

Havoc - 2010-04-28 17:41:45

Jack Martin



- Tak. - odpowiedział smutnym głosem. Klęczał przy ciele swojego kolegi. Przy ciele Jacksona Eliasa. Dawno go nie widział. Teraz kiedy miał szansę znowu, to inni odebrali mu ją. Potwór zamordował rodzinę. Zabił Johana. Teraz dziwna grupka ludzi Jacksona. Kolejny cios w psychikę byłego gliny. Nie potrafi walczyć z nimi. Ale spróbuje. Znajdzie ich. Nawet na końcu świata i się zemści. Za swoich przyjaciół i rodzinę oraz tych, których jeszcze zabili.

Po chwili przyglądania się ciału, zamknął oczy Eliasowi i wyprostował się. Dużo czasu nie mieli, więc zabrał się za sprawdzanie pokoju. Zabezpieczył pistolet przed tym, aby nie zrobić sobie nic złego przez przypadek.

Darth Misiekh - 2010-04-29 13:41:00

Jack:




   Zamykając oczy Eliasa dostrzegł teraz symbol  wycięty na jego czole. Przedstawiał on coś w rodzaju dwóch półksiężyców wewnątrz których znajdują się nacięcia.


Obydwoje:




   Przeszukanie całego mieszkania wraz z ciałami morderców Eliasa zajęło wam  niespełna piętnaście minut.   Przy nieznajomych znaleźliście kilka ciekawych rzeczy które sugerują, że ktoś chciał pewne sprawy zatuszować.

   Poza tym w jednej z książek pt. „ Historia wojny nauki z teologią w dziejach chrześcijaństwa” znaleźliście ciekawe zdjęcie wraz z dziwną zakładką.  Zdjęcie, niezbyt ostre,   z wyraźnie widocznym ziarnem przedstawia duży jacht parowy w otoczeniu chińskich dżonek*.  Widoczny jest fragment nazwy jachtu, pierwsze trzy litery: MRO.


---------------------------------

*dżonka - dalekowschodni niewielki statek drewniany bez stępki, przeważnie 1-, 2- lub 3-masztowy, o charakterystycznych wielokątnych żaglach przypominających wachlarz, plecionych z włókien roślinnych, zaopatrzonych w liczne, poziome usztywniające listwy biegnące promieniście w poprzek całego żagla.

Havoc - 2010-04-29 15:35:15

Jack Martin



- Siostra Carlyle'a jest w niebezpieczeństwie. Musimy ruszyć i ją ostrzec. - zwrócił się do Dantego.

Greyu - 2010-04-29 17:08:42

Dante Capone





Przed wyjściem z pokoju tuż przed drzwiami rzucił karteczkę z inicjałami D.C. Wyszli przed hotel i wsiedli do samochodu.

Havoc - 2010-04-30 08:59:59

Jack Martin



- Erica Carlyle posiada dom na wzgórzu za miastem. Ruszajmy tam chyba, że masz lepszy plan.

UUkasz - 2010-04-30 16:01:18

Artur McFeely


Artur w końcu wysiadł z statku o nazwie "Pink Rossy", który przybił do portu w Nowym Jorku. Od razu uderzył w niego portowy smród pomieszany z miejskim dymem.

-Tak, spodziewałem się że ktoś mnie przywita lub chociaż zaprowadzi na komisariat. Chyba będę musiał sobie sam poradzić.

Ruszył przed siebie droga która prawdopodobnie prowadziła do wyjścia z portu, omijając przy tym kałuże morskiej wody i szlamu. Po chwili postanowił spytać się któregoś z portowców o drogę. Podszedł do nie wysokiego mężczyzny który przenosił jakieś skrzynie.

-Przepraszam, przed chwilą wysiadłem z statku i miałem się spotkać z moim znajomym na posterunku policji. Czy może mi pan wskazać drogę? -zapytał grzecznie. Po kilku chwilach Artur ruszył w wskazaną stronę i stanął przed budynkiem policji. Wszedł do środka, podszedł do biurka przy którym siedział gruby łysy policjant.
Porozmawiał chwile z policjantem na kilka błahych spraw i ruszył na 3 piętro w stronę biura nr 27. Po krótkiej wspinaczce po schodach dotarł pod drzwi na których było napisane: "Joseph Brown Inspektor NYP" Zapukał więc i grzecznie czekał na odpowiedź.

Darth Misiekh - 2010-05-01 11:03:16

  Jack i Dante:




   Pospiesznie opuścili hotel. Nie zatrzymując się nigdzie po drodze, aż do momentu wejścia do auta.  Teraz też siedząc już spokojnie w samochodzie słyszeli zbliżające się wycie syren. W niespełna chwilę później pod budynek zajechały dwa radiowozy policji.

   Kierowca obrócił się w stronę pasażerów i spytał:

   - Gdzie teraz szefie?   –


Artur  McFleely:





   Z pokoju doszedł tubalny głos:

   - Wejść! Obyś miał jakieś ważne sprawy Aron.

   Artur spokojnie otworzył drzwi i  przekroczył próg. Gabinet był urządzony z wielkim gustem. Na ścianach pokrytych brązową tapetą wisiały wszelkiej maści dyplomy, wyróżnienia i zdjęcia.  Po lewej stronie stała mała meblościanka zapełniona książkami. Pomieszczenie oświetlane było dzięki pokaźnych rozmiarów oknie znajdującym się zaraz naprzeciwko drzwi.  Na samym środku stało dużych rozmiarów biurko. Spoczywało na nim spora ilość akt i dokumentów.  Zaraz za nim w fotelu siedział łysawy już i dobrze zbudowany mężczyzna. Nie podnosząc wzroku z  przeglądanych właśnie dokumentów powiedział:

   - Połóż to tam gdzie zwykle i zmiataj.   –

Greyu - 2010-05-01 11:14:30

Dante Capone




-Słyszeliście pana Jacka , niech pan prowadzi panie Martin

UUkasz - 2010-05-02 11:50:47

Artur McFeely



Artur usłyszał głos dobiegający z wewnątrz biura,pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Spostrzegł grubszego mężczyznę z łysinką za sporym biurkiem zawalonym papierami. Podszedł bliżej przerywając prace znajomemu.

-Witaj Josephie, miałeś mnie odebrać z portu.- powiedział do inspektora.

Przez kolejne kilka chwil rozmawiali o różnych sprawach miedzy innymi o dzisiejszym powitaniu którego nie było w końcu Artur postanowił spytać o mieszkanie w Nowym Jorku i wprowadzenie do pracy.

-Joseph trzeba zacząć do tego, że potrzebuje mieszkanie.-czekał aż Joseph coś zaproponuje.

Darth Misiekh - 2010-05-03 10:35:29

Jack i Dante:




   Posiadłość Westchester  leżała  na rzeką Hudson, mniej więcej pół godziny drogi na północ od Nowego Jorku. Po drodze mieli okazję minąć złowrogi budynek więzienny -  Sing-Sing.

   Na miejscu okazało się, że Carlyle  House to elegancka, dwupiętrowa rezydencja znajdująca się pośrodku pięciu arów znakomitej ziemi.  Cały majątek otoczony był wysokim płotem ( trzy i pół metrowym ) z siatki, zakończony szpikulcami. Przy bramie wjazdowej pełni straż dwóch uzbrojonych mężczyzn.

Havoc - 2010-05-03 10:46:15

Jack Martin



Rozglądał się po posiadłości. Naprawdę był milionerem. Jednak bardziej go interesowało coś innego od bogactwa miejsca. Zagrożenie. Potwór albo te dzikusy mogły się gdzieś czaić i czekać na odpowiednią okazję. Jeśli zginie siostra, to stracą ostatnią oficjalną osobę związaną ze sprawą. Zostanie im tylko chodzenie za poszlakami.

Jack wysiadł pierwszy w czasie i podszedł do ochroniarzy. Na bezpieczną odległość.
- Chcielibyśmy się spotkać z panią Ericą Carlyle. Przychodzimy w sprawię jej brata.

Darth Misiekh - 2010-05-03 20:23:33

Jack i Dante:




   Spostrzegłszy go ochroniarze chwycili za broń.

   - Jest pan umówiony na spotkanie?   – spytał jeden z nich – Jeżeli nie to proszę stąd odjechać gdyż jest to teren prywatny.   -

Havoc - 2010-05-03 20:30:42

Jack Martin



- Można tak powiedzieć... pani Carlyle miała się spotkać z moim bliskim przyjacielem, Kensingtonem. Miałem iść razem z nim, ale powiedziałem mu, że musiałem coś załatwić. Redaktor Kensington został zamordowany tego samego dnia, w którym miał się spotkać z panią Carlyle. Jeśli możecie porozmawiać z panią Carlyle o tym, to byłbym wdzięczny.

Darth Misiekh - 2010-05-05 16:34:39

Jack I Dante:




   Ochroniarz sceptycznie patrzył na Jacka.

   - Proszę chwile poczekać. Muszę to sprawdzić.   –

   Po czym obrócił się i poszedł w kierunku domku z którego wraz z towarzyszem chwilę wcześniej wyszli. W kilka minut później wrócił.

   - Niestety pani Carlyle nie może państwa dzisiaj przyjąć gdyż ma ważne spotkanie.  Jeżeli pan nadal będzie chciał się umówić  to proszę się skontaktować z jej pełnomocnikiem w Nowym Jorku.   –


Artur McFeely:





   Joseph wydał się wyraźnie zaskoczony.

   - Jak to jakie mieszkanie, przecież miałeś sobie je załatwić? W czym ja miałbym ci pomóc? Jeżeli chodzi o to czy mógłbyś zatrzymać się u mnie to raczej nie. Wiesz mam teraz trudny problemy z Klarą.-    na jego twarzy pojawił się wyraz bólu gdy o tym mówił. – Co zaś tyczy się pracy to mógłbys zacząć od jutra. No oczywiście jeżeli ci to nie przeszkadza?   -

Havoc - 2010-05-05 16:44:48

Jack Martin



- Dobra inaczej... bo to istotne. Myślałem, że tylko pani Carlyle powiem. Mordercy jej brata byli w mieście. Mój bliski kolega Jackson Elias został niedawno zamordowany przez nich. Był na ich tropie i go wywęszyli. Jeśli to nie spowoduje, że nas przyjmie, to odjedziemy ostrzegając ją... że pewno po nią przyjdą. Możesz przekazać ostatni raz?

Darth Misiekh - 2010-05-05 20:34:15

Jack i Dante:




   - Dobrze zobaczę co da się z tym zrobić. Niestety będziecie musieli tutaj chwilę poczekać.   –

   Powiedziawszy to obrócił się i ruszył w kierunku strażnicy. Po niespełna piętnastu minutach powrócił.

   - Pani Carlyle spotka się z wami. Niestety jestem zmuszony poprosić pana o pozostawienie wszystkich niebezpiecznych przedmiotów.   –

Havoc - 2010-05-05 20:47:43

Jack Martin



Spadł mu kamień z serca. Mógł się z nią spotkać. Wyciągnął pistolet powoli pokazując strażnikom i wrzucił do samochodu. Następnie wszedł do środka.
- Idziesz, panie Capone? - powiedział do Dantego.

Greyu - 2010-05-05 20:52:26

Dante Capone






-Idę-Rewolwer jednak wolał zostawić u swoich podwładnych.

Darth Misiekh - 2010-05-06 13:04:00

Jack i Dante:





   Gdy Jack oraz Dante  pozbyli się już swojego śmiercionośnego arsenału ochroniarz kazał im iść ze sobą. Razem ruszyli w kierunku posiadłości. Z bliska wydawała się jeszcze wspanialsza niż z odległości. Pod drzwiami wejściowymi czekało jeszcze dwóch ochroniarzy którzy go przejęli i wprowadzili do środka.
   
   Wnętrze było wyśmienicie urządzone. Ściany pokrywała tapeta w róże a wszędzie w Okół poustawiane były dziwne rzeźby przedstawiające ni to ludzi ni zwierzęta.

   - Pani Carlyle spotka się z panami w bibliotece. Proszę za mną

   Odezwał się jeden z eskortujących ich mężczyzn. W niespełna kilka minut później znalaźli się w obszernym pokoju wypełnionym po brzegi książkami.  W fotelu siedziała niespełna dwudziesto paro letnia kobieta ubrana w bardzo gustowną suknie z bufiastymi rękawami. To najprawdopodobniej była Erica Carlyle.

    - No więc panowie, w czym tkwi wasz problem?   -

Havoc - 2010-05-06 15:58:58

Jack Martin



Nie miał czasu ani ochoty podziwiać architektury. Bardziej rozglądał się za kątami lub miejscami, gdzie ktoś mógł się schować. Lub... coś. Mógł być blisko. A teraz nie posiadał broni, aby to coś powstrzymać.

- Witajcie, Pani Erico Carlyle. Jestem Jack Martin, a to jest Dante Capone. Przybyliśmy panią ostrzec. Mój przyjaciel, znany autor książek o dziwnych kultach, Jackson Elias, został niedawno zamordowany. Byliśmy przy tym. Dwóch czarnoskórych z białym człowiekiem to zrobili. Czemu sądzę, że pani jest w niebezpieczeństwie? Otóż Jackson wysłał mi i redaktorowi Johanowi Kensington, ten oto telegram. - wyciągnął telegram od Jacksona. - Był blisko rozwiązania zagadki... i teraz obydwaj nie żyją... tylko ja i pani, z tego co wiem, związani są ze sprawą.

UUkasz - 2010-05-06 17:22:47

Artur McFelly



- Dobra Joseph rozejrzę się dziś jeszcze za jakimś mieszkaniem, a co do pracy to możesz na mnie liczyć.- powiedział do Josepha zabierając dzisiejszą gazetę z biurka.

Wychodząc z budynku porozmawiał chwile ze strażnikiem przy biurku i wyszedł z budynku. Spojrzał do gazety szybko przewracając strony na ogłoszenia związane z nieruchomościami.

-Ciekawy jestem czy coś znajdę dla siebie tak na szybko- pomyślał.

Artur nie mógł uwierzyć że dopisało mu szczęście, gdyż na stronie z ogłoszeniami znalazł ofertę nie dużego mieszkania w spokojnej okolicy. Wyrwał kartkę i ruszył do najbliższej budki, po umówionym spotkaniu na którym wszystko ustalił i odebrał klucz ruszył do swojego nowego mieszkania.

Nowym dom Artura był zwykłą kamienicą dość mocno oddaloną od centrum miasta. Budynek choć stary był w dobrym stanie. Na podwórzu od wewnątrz kamienicy panował pół mrok gdyż dach i ściany zasłaniały słońce.

-Tak... Mhmmm... W końcu się wyśpię do porządku.-powiedział głośno w chodząc do budynku.

Dotarł pod drzwi 66 wsadził kluczyk do zamka i przekręcając wszedł do środka. Mieszkanie było nie duże zaledwie 3 pokojowe, w środku było ciemno ponieważ okna były po zasłaniane. Artur położył swoją walizkę zaraz przy drzwiach i zapalił światło. Mieszkanie było całkowicie puste poza jednym łóżkiem, małą szafeczka na książki i biurkiem.

-Na początek musi wystarczyć- pomyślał.

Artur wrócił po walizkę zamykając drzwi. Odsłonił okno przy biurku by wpuści trochę światła do pomieszczenia. Otworzył walizkę i zaczął się rozpakowywać. Zmorzył go jednak sen i postanowił się położyć spać by jutro o godzinie 9 spotkać się z Josephem na posterunku.

Darth Misiekh - 2010-05-07 17:03:30

Jack i Dante:




   Panna Carlyle przyjęła podawany jej telegram i chwilę go czytała:

   - Przecież ten tutaj telegram nic nieznaczny. Każdy mógłby coś takiego napisać. Przecież to niczego ni udowadnia. Panowie pewnie szukają szybkiego sposobu uzyskania sławy.  Już to widzę „  Siostra nieżyjącego miliardera daje się podejść i naciągnąć jak nastolatka”  ale nie ze mną takie zagrywki moi mili państwo.  Czy to już wszystko? Czy może czegoś jeszcze panowie chcą?   -

Havoc - 2010-05-07 19:22:55

Jack Martin



- My przyszliśmy panią ostrzec. Te osoby zginęły. Zostały zamordowane. Jeśli pani NIE CHCE nas wysłuchać, to my pójdziemy i może pani trzymać swoje pieniądze oraz zuchwałość... nie dokończę. Zatem chce pani nas wysłuchać czy sądzi pani, że przychodzę tutaj z panem CAPONE dla sławy?

Greyu - 2010-05-07 20:20:50

Dante Capone






Dante głośno się zaśmiał -Wiesz co dziewczynko , ty z tymi twoimi pieniędzmi i sławą to możesz mi co najwyżej obciągnąć , wie pan co panie Martin , dla mnie to ona może zdechnąć jak pies.- Najwyraźniej chciał zbierać się do wyjścia.

Darth Misiekh - 2010-05-08 21:52:01

Jack i Dante:




   - Dobrze widzę, że panom nie chodzi o rozgłos. Więc co polecacie w takim wypadku zrobić?   -

Havoc - 2010-05-08 21:59:01

Jack Martin



- Jackson Elias był na tropie czegoś. - położył znalezione rzeczy. - Musimy wiedzieć co to było... i złapać tych, którzy to zrobili... aby zasadzić im kulkę w ich ślepia. - powiedział z zdenerwowaniem ostatnie słowa. Nie podobała mu się sprawa, a sprawcy jeszcze bardziej. Chciał ich dopaść. Choćby krew mu z palców leciała. Choćby miał jeszcze oddech. On ich dopadnie.

UUkasz - 2010-05-10 17:58:58

Artur McFeely



Artur w końcu się obudził i spojrzał na zegarek. Była godzina ósma. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki trochę się ogarnąć. Po kilku minutach złapał taksówkę i ruszył pod posterunek. Postanowił zjeść śniadanie w barze tuż obok komisariatu. Zaraz po śniadaniu ruszył do biura Josepha, zapukał i wszedł do środka.

-Witaj Joseph. Nie uwierzysz jak szybko znalazłem mieszkanie. -powiedział wchodząc do gabinetu. Artur położył walizkę z podręcznymi rzeczami. -Wiesz co, będziesz mnie musiał nie co zapoznać z sprawą nad którą mam pracować, gdyż nie dotarły do mnie wcześniej żadne akta. Z tego co jednak pamiętam macie świeżo rozgrzebaną sprawę jakiegoś morderstwa. -cały czas mówiąc usiadł na krześle czekając na odpowiedz pochłoniętego pracą  Josepha.

Darth Misiekh - 2010-05-12 22:24:09

Jack i Dante:




   Panna Carlyle  chwilę zaznajamiała się z przedstawionymi przez Jack`a  materiałami.

   - Tak, teraz mi to o czymś przypomina.   – powiedziała po chwili. – Nie wiem czy pomoże to panom ale a krótko przed samą wyprawą mój brat coraz częściej sięgał  do tutejszych zbiorów.   – wskazała na pobliskie półki, zawalone książkami. – W szczególności zbiorów które trzymał w ukrytym sejfie. Może byli by panowie zainteresowani ich przejrzeniem?  


Artur McFeely:




   Inspektor podniósł głowę z czytanych właśnie akt:

   - A to ty Artur. Siadaj.   – wskazał ręką krzesło naprzeciwko biurka. – No tak mamy. Można nawet powiedzieć, że podobne morderstwa miały już miejsce w przeszłości. Denatem jest niejaki Jackson Elias – pisarz i podróżnik.   -

Havoc - 2010-05-12 22:31:56

Jack Martin



Gdyby nie przeszłość i wydarzenia ostatnich dni, to na twarzy Jacka pojawiłby się uśmiech. Wreszcie ktoś wyszedł do niego z pomocną ręką w stronie wyjaśnienia sprawy. Nareszcie.
- Tak. Proszę nam wskazać owe księgi. Musimy poznać naszych wrogów.

UUkasz - 2010-05-14 19:42:10

Artur McFeely



-Joseph powiedz mi coś więcej na ten temat. Albo najlepiej podaj mi akta sprawy, nie uwierzysz jak tydzień na morzu może człowieka rozleniwić.- powiedział ziewając i lekko się przeciągając. Czekając aż Joseph odnajdzie akta Artur wstał z krzesła i zaczął spacerować po pokoju oglądając liczne dyplomy, odznaczenia i nagrody prawdopodobnie z całej dotychczasowej kariery inspektora.

-Sporo się nazbierało tych zaszczytów prawda?-zaczął się w końcu zastanawiać dlaczego Joseph nie stara się o wyższe stanowisko, które przecież już dawno mu się należy.

Darth Misiekh - 2010-05-16 10:56:20

Jack i Dante:




   Ruszyli w kierunku sejfu. Po drodze mijali regały zawalone wszelkiej maści prozą. Było tam dosłownie wszystko począwszy od  Trollope`a, Dickensa, Bulwera-Lyttona, pani  Radcliffe,  Francisa Parkmana, Ralpha Waldo Emersona, wczesne utwory George`a Washingtona Ceble`a  oraz utwory innych mistrzów jakich widział świat przez ostatnie sto lat.

   Osobnym działem jak zdążyli zauważyć były dzieła z dziedziny okultyzmu i zjawisk nadprzyrodzonych. Jednakże to tytułach mogli spostrzec, że dotyczą one tylko tradycyjnej magii.

   Wreszcie dotarli do północnej części biblioteki zastawionej regałami w których znajdowały się stare angielskie i francuskie słowniki oraz encyklopedie.  Wciśnięty pomiędzy nimi stał również pokaźnych tom poezji Poe. To właśnie w jego kierunku się skierowali.

   Z tyłu, za książką, w tylniej ścianie regału umieszczono małą  klapę; Erica otwarła ją i nacisnęła na znajdujący się w środku przycisk. Cały regał po chwili odsunął się, ukazując  znajdujący się za nimi sejf. Panna Carlyle`a podeszła do niego i wprowadziła kod.

   - Tutaj są książki o których wspominałam   –



Artur McFeely:





   - Dobrze, tutaj masz akta wszystkiego co udało się nam dowiedzieć  – chwilę grzebał w papierach które zawalały jego biurko – Ostatnim tropem którego jeszcze nie zdołaliśmy jeszcze sprawdzić jest Jack Martin. Ponoć widziany był na miejscu zbrodni w chwilę przed przybyciem policji. Polecałby ci zacząć właśnie od tego. A teraz wybacz bo mam umówione spotkanie z burmistrzem.   -

Greyu - 2010-05-16 22:25:54

Dante Capone






-Pożyczamy wszystkie , na czas nie określony.-Zaczął nakładać sobie wszystkie interesujące go tytuły.

Havoc - 2010-05-16 22:41:07

Jack Martin



Szedł spokojnie za kobietą rozglądając się. Miał szczerą nadzieję, że jego obawy o atak na kobietę są bezpodstawne. Nadzieja matką głupich...

- Dziękuje. Jak mówi pan Capone. Pożyczymy te książki i przeglądniemy je. Oddamy gdy wyciągniemy z nich potrzebne informacje sprawdzając z innymi informacjami, które już posiadamy. Miejmy nadzieję, że znajdziemy to czego szukamy. - Wziął cześć książek z sejfu, które Dante nie mógł już. - Proszę na siebie uważać... może podwoić straż.

UUkasz - 2010-05-18 21:09:58

Artur McFeely



Artur ochoczo przeczytał akta, które wręczył mu Joseph. -Dobrze więc wyruszę dziś jeszcze na miejsce z brodni może znajdę coś co przeoczyli funkcjonariusze, sprawdzę ciało i rzeczy ofiary. Postaram się też odszukać Jacka Martina, czuję że on może być istotnym punktem sprawy.-powiedział Artur wstając z krzesła.

Podnosząc walizkę Artur z pośpiechem wyszedł z biura Josepha, stale przeglądając akta. Przed budynkiem policji złapał taksówkę rozkazał jechać w stronę policyjnego laboratorium żeby obejrzeć zwłoki w prosektorium. Po kilkunastu minutach wysiadł i udał się w stronę nie wysokiego szarego budynku. Wszedł do środka i przywitał się nadzorcą laboratorium. -Witam, moje nazwisko McFeely. Pracuje dla NYP chciałbym zobaczyć ciało Jacksona Eliasa.-jednocześnie pokazując odznakę detektywa i nakaz, który otrzymał od inspektora. Po kilku krótkich formalnościach nadzorca zaprowadził Artura do prosektorium i wysunął z sporej lodówki ciało ofiary.
Artur pełen powagi pochylił się nad ciałem , po czym poprosił o wyciągnięcie ciał na stół aby mógł zbadać ślady.
Z swojego doświadczenia wiedział że ma nie wiele czasu gdyż rozmrożone ciało po jakiś czasie będzie wydzielało nie przyjemną woń. Otworzył więc walizkę i wyjął z niej  parę solidnych gumowych rękawic, mały skalpel i kilka szklanych pojemniczków na wszelki wypadek. Pochylił się raz jeszcze nad ciałem Jacksona i zaczął skrupulatnie je oglądać.

Darth Misiekh - 2010-05-20 11:17:03

Dante I Jack:





   W sejfie znajdowało się tylko kilka książek. Wszystkie oprawione były w skóry i wyglądały na dość delikatne oraz bardzo stare.

   - Proszę tylko na nie uważać.   – dodała panna Carlyle – Są to jedyne pamiątki po moim bracie jakie mi pozostały.



Artur McFeely:




   Przed wyjściem inspektor wręczył policjantowi jeszcze adres Jacka Martina.

***




   Widok zmasakrowanego ciała nie należał do najprzyjemniejszych. Dlatego też Artur jak najszybciej wziął się do swojej pracy.

   Kilka godzin później było już wiadomo, że nic poza tym co znaleźli lekarze z prosektorium nie odnajdzie.  Przyczyną zgonu była potężna rana na klatce piersiowej oraz poderznięte gardło. Poza tajemniczym symbolem na czole ofiary nie było jakichkolwiek innych śladów.  Widać z tego, że oprawcy znali się na swojej robocie.


-----------------------

Lista książek :
       -Panatic Manuscript ( rękopisy pnakotyckie  ) – przekład  angielski,
       -Selections  De Livre D`ivion – francuski komentarz do łacińskiego orginału, autor Gaspara du Norda,
       -People of the Monolith ( Lud Monolithu ) – wersja angielska, tom oprawiony jest ręcznie w dziwna skórę
       -Life as a God ( Życie Boga ) – wersja angielska, dziennik autorstwa Mongomery`ego  Cromptona, tomik oprawiony jest najprawdopodobniej w ludzką skórę

Havoc - 2010-05-20 12:09:37

Jack Martin



- Proszę się o to nie martwić. Zadbamy o nie. - rozejrzał się po bibliotece na chwilę. - Dobrze... to my ruszamy do mego mieszkania. Zapiszę pani adres i pod którym numerem jestem. - wyciągnął kartę i ołówkiem napisał to co powiedział. - Spróbujemy rozwiązać tą zagadkę... zanim nas ktokolwiek dopadnie.

Wrócił wraz z resztą pod drzwi.
- Obyśmy się znowu spotkali... bez śmiercionośnych kultów. Do zobaczenia, Pani Carlyle.

Greyu - 2010-05-20 16:51:47

Dante Capone







Obejrzał zwierzchu wszystkie książki , szczególną uwagę Dantego przykuła książka zatytułowana "Life as a God" , podotykał okładki oprawioną w dziwną skórę , miał podejrzenia , że jest to ludzka skóra. Tytuł i sposób wykonania woluminu bardzo go zaintrygował , gdy już wsiedli do samochodu , Capone zaczął przeglądać wnętrze książki.-Ciekawa książka.-Wskazał Martinowi tę , którą trzymał w rękach.-Jeśli moje podejrzenia co do oprawienia są właściwe , to autor tej książki był nie lada okrutnikiem , skóra do złudzenia przypomina ludzką , tytuł wskazuje również na autorstwo kogoś nie do końca normalnego.-Przeczytał pierwszą stronę...

UUkasz - 2010-05-22 10:42:57

Artur McFeely



Po długich i męczących, ale jakże bez owocnych oględzinach zwłok ofiary Artur poprosiło o schowanie ciała żeby złożyć wizytę Jackowi. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i przed budynkiem policyjnego laboratorium złapał taksówkę i rozkazał jechać na adres napisany na kartce, którą dostał od Jospeha. Po około pół godziny Artur był pod domem Jacka Martina, był do spory budynek z płaskim dachem.
-Mam nadzieję że będzie w domu.- powiedział Artur wchodząc do budynku. Po krótkiej wspinaczce po schodach Artur był pod drzwiami Jacka. Zapukał do drzwi, jednak nie doczekał się odpowiedzi.
-Chyba nie ma go w domu. Zostawię mu wiadomość żeby się zemną z kontaktował.- Artur wyjął mała kartkę z walizki i napisał coś na niej.
-Jak wróci powinien ją zauważyć.- powiedział wsuwając ją pod drzwi.

-----------------
Treść wiadomości:
Proszę się zemną z kontaktować, możemy
sobie pomóc w sprawie śledztwa Jacksona Eliasa.
Zostawiam panu swój adres i nr telefonu,
proszę dzwonić przed 21.
tel.32567  Harmstreet 41/3b
                                                Artur

Havoc - 2010-05-22 11:27:01

Jack Martin



Samochód Dantego Capone opuścił teren dworu Carlyle, a sam Jack już był myślami gdzie indziej. Nie wierzył, że kobieta przeżyje jeśli nie wysłucha ich ostrzeżeń, ale czy większa ochrona pomoże? Czy więcej broni zatrzyma tego potwora? Miał nadzieję. Tylko to mu pozostało.

Noc się już zbliżała wielkimi krokami. Zmierzch stał w mieście, a samochód przy bloku Jacka. Były policjant spokojnie wysiadł.
- Panie Capone... do jutra. Chyba, że ma pan inne plany i zostanie pan na noc u mnie. - zwrócił się do Dantego.

Greyu - 2010-05-22 19:19:08

Dante Capone







-Nie, własne sprawy czekają , wezmę tą intrygującą mnie książkę.- Miał na myśli "Life as a God" -Tak nawiasem mówiąc , nie byłby pan zainteresowany pracą dla mnie? Proszę się nie obawiać , nie będzie pan zwykłym ochroniarzem , gwarantuję wiele , wymagając tylko lojalności...-

Havoc - 2010-05-22 22:33:57

Jack Martin



- Jestem byłym policjantem, panie Capone. Nadal posiadam jakąś przynależność do odznaki. Mimo iż poluję na tamtą bestię. Do jutra. - pożegnał się z Dantem i ruszył w stronę mieszkania.

Darth Misiekh - 2010-05-23 15:46:55

Jack Martin:




   Po rozstaniu się z panem Caponem ruszył w kierunku swojego mieszkania. Od opuszczenia posiadłości rodziny Carlyle nie opuszczało go przeświadczenie, że jest ciągle obserwowany. Dlatego też jak najszybciej chciał znaleźć się w swoich czterech kątach.

   Niestety nie taki czekał na niego los. W chwili gdy wszedł na korytarz prowadzący do jego mieszkania spostrzegł mężczyznę.  Ubrany był w szarawy garnitur, a na nim długi płaszcz. Krótkie jasne włosy oraz kilkudniowy zarost nadawały mu poważny wygląd.

   Zmierzał powolnym krokiem w jego stronę.



Dante Capone:




   Jak najszybciej chciał się pożegnać ze swoim nowym przyjacielem. Wszystkie jego myśli kierowały się w stronę książki. Tak jakby go przyzywała. Jej chlo9dna okładka powodowała u niego przyjemny dreszcz.

   Wsiadł do auta i kazał zawieść się do domu.  W między czasie zaczął wertować stary wolumin. Teraz też natrafił na stronę która wydawała się być inna niż wszystkie. Jakby mówiła do niego, tutaj znajdziesz to czego szukasz.

***



   Dante zagłębił się w czytaniu.



Artur McFeely:




   Już miał odchodzić gdy do jego uszu dotarło, że ktoś wchodzi po schodach. Czyżby jednak szęście go nie opuściło? Może zdąży jednak jeszcze dzisiaj porozmawiać z tajemniczym Jack`iem Martinem.

***



   W chwilę później na korytarz wszedł Jack Martin we własnej osobie.



---------------------

Greyu na meila wysłałem tą stronę która wydała się tak ciekawa

Havoc - 2010-05-23 15:51:31

Jack Martin



Zatrzymał się w pół kroku. Kto tym razem? pomyślał do siebie spoglądając na Artura, jakby on zrobił coś złego. Nie miał ochoty na kolejne interakcje między ludzkie. Chciał ten dzień już skończyć i nie dorzucać do ilości ofiar kolejne.
- Pomóc panu w czymś? - zapytał chłodnie.

Greyu - 2010-05-24 16:55:23

Dante Capone






Przeczytał wyjątkową stronę tego osobliwego pamiętnika. Relacje autora wskazywały najwyraźniej na jakichś starożytnych bogów. Bardzo skromnie opisywał również rytuał przywołania. Bóstwo najwyraźniej doprowadzało do skrajnego szaleństwa. Wyznawca takiego kultu gotowy był umrzeć by tylko spłynęła na niego boska łaska. Rzekomo ludzie nie wyznający owych bogów byli głupcami i ślepcami , którzy nie są w stanie pojąć prawdziwej potęgi starożytnych. Dante przeczytał kilkukrotnie intrygującą stronę. Obejrzał jeszcze oprawę. Oprawa zrobiona była z ludzkiej skóry , oprawca musiał być niesamowitym zwyrodnialcem. Jednakże wnioskując z tego co właśnie przeczytał młody Capone , możliwe , że ta skóra była darem od kultysty dla boga. Warto było sprawdzić autora. Montgomery Crompton. Siedząc w swojej siedzibie , popijając  kawę wezwał do siebie swojego księgowego. -Panie Butch , proszę sprawdzić dla mnie jegomościa o nazwisku Montgomery Crompton , możliwe , że już nie żyje , w każdym razie chcę wiedzieć na temat jego życia , czy to przeszłego czy teraźniejszego , wszystko. Skończyłem , możesz wyjść.-Poprosił kolejnego podopiecznego. -Witaj Marti , i jak , walka tego boksera na , którego postawiłem , udała się?-

UUkasz - 2010-05-25 16:24:54

Artur McFeely



-Pan Jack Marti?- spytał. -Moje nazwisko McFeely pracuje dla policji. Chciał bym z panem porozmawiać na poważny temat, chodzi tu o śmierć Jacksona Eliasa.- ciągnął dalej, czekając aż Jack podejdzie do drzwi i je otworzy.
-Pozwoli Pan że zajmę panu chwile?- spytał mimowolnie wiedząc że i tak będzie się musiał wprosić gdyż miał nakaz.

Havoc - 2010-05-25 16:42:51

Jack Martin



Pracuje dla? pomyślał Jack. Może jednak to nie jest policjant. Może nie odciągnie go od sprawy.
- Jackson Elias, tak? Możemy porozmawiać. - podszedł do drzwi i je otworzył. Wszedł do środka zdejmując płaszcz i kapelusz.

Po zamknięciu za Arturem drzwi zwrócił się do niego.
- Zatem... o czym pan chciał porozmawiać?

UUkasz - 2010-05-27 06:15:50

Artur McFelly



-Jak już panu wspominałem pracuje jako detektyw w Nowo Jorskiej policji. Zajmuje się sprawą śmierci Jacksona Eliasa.- przerwał na chwile. -Był pan widziany w miejscu zbrodni zaraz po morderstwie Eliasa, czy może mi pan przybliżyć w jaki sposób się pan tam znalazł?- spytał stanowczo. Moment później w stał i podszedł do okna mówiąc. -Zapewne pan wie że to nie jest pierwsze morderstwo o podobnym charakterze?-spytał ponownie czekając na reakcję Jacka.

Havoc - 2010-05-27 10:29:41

Jack Martin



Usiadł spokojnie na fotelu.
- A były inne? - omija pytanie próbując wyciągnąć od niego informacje.

UUkasz - 2010-05-29 11:32:05

Artur McFeely



Artur nie dał się jednak podejść staremu gliniarzowi.
-Na to mogę odpowiedzieć później, gdy nawiążemy współprace. Proszę mi powiedzieć w jaki sposób znalazł się Pan na miejscy zbrodni? - spytał ponownie. Czekając chwile znów zadał pytanie. -Nasi funkcjonariusze nie znaleźli na miejscu zbrodni niczego szczególnego. Może Pan jako doświadczony policjant czegoś nie przegapił, jakieś przedmioty czy poszlaki. -ciągnął dalej. -Na pewno zdaje sobie Pan sprawę że jakiekolwiek dowody ułatwiły by nam pracę. - powiedział Artur czekając na kolejny krok Jacka.

Havoc - 2010-05-29 12:20:43

Jack Martin



- Hmm... po pańskich słowach wynika, że nie było więcej niż jednego ciała, tak?

UUkasz - 2010-05-31 17:29:42

Artur McFleely



-Nie, nie było -odparł znudzony już przeciąganiem rozmowy. -Dobrze więc, sądzę że mogę Panu za ufać. Przedstawię Panu akta dotyczące Jacksona Eliasa, Pan w zamian za to powie wszystko co wie o tej sprawie i jeżeli jest Pan w posiadaniu jakiś dowodów przekazał by je Pan mnie. -wytłumaczył Jackowi. -Panie Marti sądzę że nasza współpraca może być owocna, więc radzę się zastanowić.- dodał Artur.

Havoc - 2010-05-31 17:48:58

Jack Martin



- Martin. Jack Martin. - poprawił detektywa. - Niech panu będzie i tak nie mam nic do stracenia... to co kochałem już nie mam, a teraz tracę osoby, których lubiłem. Otóż Jackson Elias, jak pan wie, był autorem kilku książek... może nawet więcej... na temat kultów. Zawiadomił mnie nie dawno telegramem, że wie o więcej niż prasa o śmierci pana Carlyle'a. Zamożnego człowieka, którego siostra wszystko odziedziczyła. Zaprosiłem do pomocy edytora Carlyla - Johan Kensington. Też zginął. Co do jego śmierci... to niestety nie byłem przy tym ani nie widziałem dobrze ciała i miejsca zbrodni. Natomiast po zamordowania Eliasa byłem. Otóż wiedziałem, że coś mu grozi... mi też... więc przybyłem na miejsce z kilkoma osobami i spotkaliśmy tam trzech ludzi w maskach ludowych. Chyba z Afryki. Oni zabili mojego przyjaciela i... odwdzięczyłem się im. Zginęli z naszych rąk. Ich ciała powinny nadal tam być, ale po pańskich słowach wydaje mi się, że tak nie jest. Niech pan sprawdzi mieszkanie. Pewno znajdzie pan więcej łusek niż jest dziur.

UUkasz - 2010-06-03 09:09:19

Artur McFeely



Artur podniósł wszystkie swoje rzeczy i schował je do walizki, z którą nigdy się nie rozstawał.
-Może pojechalibyśmy tam razem następnego dnia? - spytał. Chwile później ubrał płaszcz pożegnał się z Jackiem i wyszedł. Wrócił do domu i położył się spać. Leżąc na łóżku stale myślał nad tymi murzynami w maskach o których mówił Jack Marti. Chciał się dowiedzieć o co chodzi, dlatego postanowił sobie że jutro z rana zadzwoni do Jacka i wybiorą się do mieszkania Eliasa żeby dowiedzieć się czegoś więcej.

Havoc - 2010-06-03 09:58:07

Jack Martin



Skinął głową na prośbę Artura wskazując, że zgodził się.
Zamknął za nim drzwi i wreszcie mógł odpocząć. Na kolejny koszmar. Ułożył się spać i miał nadzieję, że trochę odpocznie.

Darth Misiekh - 2010-06-03 20:41:16

Dante Capone:




   Do gabinetu wszedł  mężczyzna. W jego sposobie chodzenia od razu dało rozpoznać się lęk i strach. Widać, że lubił przebywać w tym pokoju.

   - Tak, panie Capone?   – wypowiedział jękliwym głosem – Tak jest panie Capone. Już się za to zabieram.

   Gdy tylko dostał zezwolenie wyszedł. W chwilę po nim do pokoju wszedł Marti. Z wyrazu jego twarzy wynikało, że wszystko potoczyło się po myśli jego szefa.

   - A jakże. Można powiedzieć, że było to niezapomniane widowisko które warte było swojej ceny   – na twarzy Martiego ukazał się chytry uśmiech – Czy cos jeszcze dla szefa mogę zrobić?


Wszyscy:





16 stycznia 1925


  Poranek nastał chłodny ale słoneczny. Pogoda zapowiadała się na piękna tego dnia. Była miłą odskocznią od kilkudniowej ulewy która przetaczała się przez miasto. Ulewy która pojawiła się niespodziewanie chociaż wszystko wskazywało na słoneczne dni. Jakby ktoś specjalnie ją zamówił by coś ukryć . . .

Greyu - 2010-06-03 21:02:49

Dante Capone






-Świetnie. Chyba powinienem dać ci podwyżkę. Jadę do domu , narazie...-Minął Martiego w drzwiach i wyszedł przed budynek. Wsiadł do samochodu innego niż tym , którym jeździli dziś cały dzień. Skierował się do swojej willi na skraju miasta.
 
  Gdy wszedł do domu , dzieci już spały a żona również szykowała się do zaśnięcia. Dante wymienił z nią tylko kilka słów , schował książkę "Life as a God" w nocnej szafce i zasnął jak zabity.

  Rano wziął kąpiel i gdy tylko wszedł do swego domowego biura czekało na niego kilka listów. Rutynowa robota Don'a , nic ciekawego , strzelanina na Backstreet , śmierć trochę wyższego rangą gangstera opozycji Caponów , wyniki konnych wyścigów i koperta z pieniędzmi z zakładu bokserskiego. Napisał kilka odpowiedzi , wypalił cygaro i wypił szklankę whisky , po czym dostał telefon od Martiego , który powiedział mu , że wczoraj wieczorem wyszedł od Jacka Martina pewien jasnowłosy facet. Kilku naszych go śledziło , zaszedł na komisariat , a później do domu. Świeższą informacją było to , że Jack Martin , wybrał się do hotelu w , którym zginął Jack Elias , jasnowłosego policjanta również tam widziano. Ta informacja zainteresowała Dantego i postanowił , że również odwiedzi ów hotel...

Havoc - 2010-06-03 21:31:02

Jack Martin



Koszmary wrócili. Zawsze co noc. Widział tym razem krzyczących do niego przyjaciół. Jacksona i Johana. Obydwaj biegli w jego stronę. Nie rozumiał co dokładnie mówią, ale czuł, że go ostrzegali. Po chwili z ciemności ogromne pazury rozerwały ich na strzępy na oczach Martina. Wtedy się obudził. Słońce świeciło mu mocno w twarz.

Obudził się i poszedł się umyć. Po kilkunastu minutach rannych obrzędach, usiadł na sofie i czekał aż detektyw Artur przybędzie po niego.

UUkasz - 2010-06-05 08:17:03

Artur MacFeely



Artur jak co ranka w stał, zjadł i umył się. Zadzwonił do Jacka Martina i po krótkiej rozmowie siedział już w taksówce w drodze do niego. Po krótkiej przejażdżce był już pod jego domem, wszedł po schodach i zapukał do drzwi. Wszedł do środka i ujrzał Jacka siedzącego przy stole. -Witaj, mam na dzieję że jesteś wypoczęty. W domy Eliasa będziemy musieli wszystko dokładnie przejrzeć, nie możemy niczego przeoczyć. -powiedział do Jacka. Chwilę później obaj zeszli schodami i złapali taksówkę żeby udać się do domu Eliasa.

Havoc - 2010-06-08 12:35:35

Jack Martin



Otworzył pukającemu Arturowi drzwi.
- Ach... to ty... ruszajmy. - Po tych słowach zamknął za sobą drzwi i ruszyli na dół do taksówki.
- Masz chociaż jakieś informacje na ten temat... czy strzelasz w ciemno myśląc, że ja go mogłem zabić? - powiedział w taksówce już, gdy zmierzali do hotelu.

UUkasz - 2010-06-08 16:44:38

Artur McFeely



-Wiem jedynie że śmierć nastąpiła na wskutek rany kłutej nożem lub jakimś ostrym narzędziem. -powiedział patrząc na Jacka. -Zresztą z policyjnego doświadczenia wiesz przecież że musimy najpierw ustalić motyw zbrodni mordercy a potem stworzyć jego profil żeby rozpocząć jakieś konkretne śledztwo.

UUkasz - 2010-06-10 17:33:45

Artur McFeely



Razem z Jackiem wysiedli z taksówki i udali się w stronę nie dużego budynku w którym mieszkał Elias. Wdrapali się po schodach na 4 piętro i stanęli przed drzwiami mieszkania Eliasa. Artur wyciągnął z marynarki klucz i otworzył drzwi.

Darth Misiekh - 2010-06-12 12:44:08

Jack i Artur:




   Chwilę zajęło zerwanie taśm policyjnych które zagradzały wejście do mieszkania Eliasa. Po wejściu do pierwszego z pokoi; tym w którym został zamordowany przyjaciel Jack`a, nic nie znaleźli. Wszystkie przedmioty począwszy od mebli a skończywszy na dywanach zostały usunięte. Jakby ktoś starał się usunąć wszystkie pozostałe dowody które umknęły uwadze policji. Tylko kim mógł być?


Dante Capone:




   Droga do hotelu zajęła mu niespełna kwadrans. Od jego ostatniej wizyty nie wiele się zmieniło. No może jakby mniej gości kręciło się po holu. Kto by się im jednak dziwił? Wszak nie każdy ma na tyle mocne nerwy by mieszkać niespełna kilkanaście metrów od miejsca brutalnego morderstwa.

Havoc - 2010-06-12 13:39:45

Jack Martin



Nie wchodził dalej. Zwrócił się jednak do Artura.
- To nie jest policyjna procedura, panie detektywie. Ktoś wyczyścił mieszkanie z dowodów.

UUkasz - 2010-06-12 15:08:19

Artur McFeely



-Śledztwo znów stoi w miejscu panie Marti. Powinniśmy przeszukać nawet te puste pokoje, może znajdziemy cokolwiek. Nikt w końcu nie jest doskonały. Chwile potem Jack i Artur zaczęli krążyć po mieszkaniu w poszukiwaniu najdrobniejszej choćby wskazówki.

Darth Misiekh - 2010-06-13 12:14:15

Jack i Artur:




   Przeszukanie pustych pomieszczeń okazało się jednak opłacalne. Po niespełna pół godzinie Jack znalazł dziwne pudełko zapałek koło okna.  Na wieczku widniał tygrys opleciony jakąś dziwna rośliną oraz napis głoszący:


Bar „Pijany Tygrys”
Ul. Latarniowa 10
 


  „ Zabawa z przyjaciółmi w Szanghaju”

Havoc - 2010-06-13 23:08:13

Jack Martin



- No... panie detektywie. Ma pan jakąś poszlakę. - rozejrzał się po pokoju. - Powiedźcie mi... jak stoicie z wiarą?

UUkasz - 2010-06-14 16:01:09

Artur McFeely



-Nie, niczego szczególnego nie znalazłem. A pan? Znalazł pan coś? -spytał. Jeżeli o to chodzi to nie, nie wieże w Boga. Wszystkie paranormalne rzeczy próbuje racjonalnie wytłumaczyć, zresztą kieruje się starą już zasada detektywistycznego sceptycyzmu.

Havoc - 2010-06-14 22:00:47

Jack Martin



- Próbuje pan? Żeby panu naglę na głowę taka rzecz nie spadła... że nie potrafiłby pan logicznie myśleć do końca życia... co do... dowodów... może coś się znajdzie, ale to jest więcej pytań niż odpowiedzi. Proszę do mnie. - po tych słowach opuścili obydwoje mieszkanie.

Natrafili jednak na kogoś na korytarzu.
- Pan Capone? - odezwał się Jack do Dantego.

Greyu - 2010-06-14 22:15:33

Dante Capone






-Witam.- Zauważył jasnowłosego mężczyznę , który był w towarzystwie Jacka Martina. Wolał nie uświadamiać nieznajomemu , że warunkowo pracuje z Martinem. -Cóż za przypadek , wpadłem na recepcję , zgubiłem kilka dni temu papierośnicę w tym hotelu , ma dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Obawiam się jednak , że już jej nie znajdę. A co za okazja pana tu przywiała , panie Jack? Witam również pana , panie...?- Zwrócił się do blondaska

UUkasz - 2010-06-16 15:29:27

Artur McFeely



-Artur McFeely. -odpowiedział.  -Cóż za ciekawy zbieg okoliczności, Pan Capone we własnej osobie. -ciągnął dalej. -Jest Pan bardzo znaną personą, tu w NY. Nawet w Anglii o Panu słyszano. Sądzę jednak że nie tylko papierośnica jest powodem odwiedzin tego miejsca, zważywszy że zna Pan Jacka. - powiedział, nie dając się zwieść gangsterowi.

Greyu - 2010-06-16 15:32:26

Dante Capone






-Znam wiele osób , pan Martin należy do tego grona. Szuka pan problemu , tam gdzie go nie ma , poza tym przedstawiłem cel mojej podróży panu Martinowi. Nie rozumiem , czemu pan... zabrał głos.-

UUkasz - 2010-06-17 19:55:53

Artur McFeely



-Widzę, że nie brak panu tupetu. -spojrzał drwiąco na Capone. Tym razem zwrócił się do Jacka. -Czy on też jest wplątany w te sprawę? -spytał nie przeszkadzając sobie obecnością gangstera.

Havoc - 2010-06-17 20:00:10

Jack Martin



- Nie. Ruszajmy dalej, panie detektywie. Jeśli pan chce się dowiedzieć więcej, to musi pan iść zemną do mnie. - omija Dantego i rusza na dół na parter hotelu.

UUkasz - 2010-06-20 20:11:32

Artur McFeely



Artur razem z Jackiem zeszli na dół by złapać taksówkę. Po chwili siedzieli już w samochodzie w drodze do mieszkania byłego policjanta. -Panie Marti zdaje mi się, że nie mówi mi pan wszystkiego co wie. -powiedział Artur. -Wie Pan, że aby nasza współpraca się powiodła i miała owoce musi być pan ze mną szczery i powie mi w końcu co pan wie na temat tej sprawy. - dodał. Po jakimś czasie byli już pod drzwiami mieszkania  Martina.

Havoc - 2010-06-20 20:30:51

Jack Martin



Przez całą drogę siedział cicho i nic nie mówił. Wolał zostawić wszystko na ostatni moment.
Gdy weszli do środka, to zamknął za sobą drzwi i zdjął kapelusz i płaszcz.

Usiadł spokojnie na sofie z naparzoną kawą i dokumentami w ręce. Rzucił obok do Artura dokumenty, które zebrał przez całe śledztwo oraz książki.
- Miłego czytania.

---
Darth, wyślij UUkaszowi wszystko co mi wysłałeś.

UUkasz - 2010-06-20 22:04:02

Artur McFeely



-Te dowody jasno wskazują, że ta sprawa jest bardzo poważna i jest ona bardziej skomplikowana niż podejrzewałem.- powiedział odkładając gruby plik papierów. -Z tego co pan zgromadził wynika, że pan Carlyle został zamordowany w bestialski sposób w Egipcie. Sprawą tą zainteresował się Elias. Jak oboje wiemy Jackson interesował się tematami różnych kultur, wierzeń, oraz kultów z dawnych czasów. Moim zdaniem dowiedział się dla czego zginął Carlyle i właśnie z tego powodu został zamordowany przez tych czarnych mężczyzn. - mówił dalej. -Z dowodów wynika również, że poszukiwał jakieś książki, która znajdowała się na uniwersytecie w Arkham. Panie Marti... Niech Pan się pakuje. Wyjeżdżamy do Arkham jeszcze tej nocy. - powiedział stanowczo. -Pozostaje jeszcze kilka kwestii, muszę jakoś przedstawić to wszystko przełożonym, ale jestem pewien, że wszystkie te dowody zostaną odrzucone. Choć mam pewność że to nie tylko poszlaki. Co pan proponuje panie Marti ?

Havoc - 2010-06-20 22:08:31

Jack Martin



- Pan ma dobry pomysł. Załatwię transport. Proszę jutro przyjść z bagażem. - wstał wypijając kawę do końca.

UUkasz - 2010-06-20 22:17:52

Artur McFeely



Artur wstał od stołu. -Pozwoli pan, że wezmę te dowody. Wszystko jeszcze raz przeanalizuje w domu. Będę jutro u pana o 6.00. Proszę czekać i być gotowym. A o szefostwo proszę się nie martwić, wezmę sobie urlop i załatwię to prywatnie. - mówił ubierając się. Po chwili zabrał swoje rzeczy i wyszedł żegnając się. W końcu dotarł do domu. Nie myjąc się nawet położył się do łóżka i dalej ślęczał na dowodami, które zabrał Jackowi. W końcu nastawił zegarek na 5.00 zamknął oczy.

Havoc - 2010-06-20 22:27:38

Jack Martin



Pożegnał się z Arturem. Gdy zobaczył przez okno, że opuścił budynek, to ruszył do telefonu.
- Dobry wieczór. Numer 555... - powiedział numer do kobiety, która go przekierowała do celu.
- Pan Dante? Nie? Hmm... dobrze. Proszę przekazać informację. Niech jutro przyjedzie o 6 z samochodem. Jedziemy do Arkham, a to może nam zając nawet kilka dni. Tutaj Jack Martin. Dobranoc. - odłożył słuchawkę.
Wziął prysznic, a po nim prosto do wyra. Miał nadzieję, że poza Nowym Jorkiem się wyśpi.

Greyu - 2010-06-20 22:52:27

Dante Capone






  Zaraz po porannej pobudce , na swym biurku zauważył list pisany przez jego współpracownika. Treść brzmiała mniej więcej tak:
~Około godziny dwudziestej-czwartej Jack Martin dzwonił do Pana by przekazać Panu wiadomość. Prosił , by jutro , czyli dziś przyjechał Pan z samochodem o szóstej rano pod jego dom. Celem podróży ma być miasto Arkham. Z poważaniem - Marti.~
  Dante ubrał się , zjadł coś pośpiesznie i wyruszył do Jacka Martina...

Havoc - 2010-06-20 23:04:54

Jack Martin



Kolejny dzień. Kolejna niewyspana noc. Koszmary z dnia powtarzają się w snach starego policjanta. To cud, że jeszcze nie strzelił sobie w głowę. Potrząsnął głową i ruszył do porannej kąpieli.
Spakował swoje rzeczy, które byłby mu potrzebne na podróż kilku dniową. Sąsiadom zostawił wiadomość w skrzynce, że wyjeżdża.

Na dole już czekał Dante.
- Czekamy teraz tylko na detektywa, panie Capone. Pociąg czy pan załatwi samochód?

Greyu - 2010-06-21 07:45:49

Dante Capone






-Samochód. Na miejscu może nam się przydać. Czekamy na detektywa? Czy to ten niesympatyczny jegomość , z którym zetknąłem się w hotelu?-

Havoc - 2010-06-21 10:47:37

Jack Martin



- Zgadza się. Przyda się dodatkowa para rąk.

UUkasz - 2010-06-23 09:05:55

Artur McFeely



-Widzę że panowie są już gotowi do drogi. Przepraszam za moje spóźnienie, możemy już ruszać. -powiedział gdy nagle spostrzegł pana Capone. -A jednak miałem racje że pan też maczał w tym palce.

Greyu - 2010-06-23 09:23:10

Dante Capone






-Spostrzegawczość i dedukcja , zaiste godne pochwały...- Powiedział to z nieskrywaną ironią...

Havoc - 2010-06-23 10:17:28

Jack Martin



Podniósł swoją torbę.
- Nie czas na sprzeczki panowie. Ruszajmy na stację... za trzydzieści minut mamy pociąg. - po tych słowach ruszył w stronę stacji kolejowej.

UUkasz - 2010-06-26 10:13:22

Artur McFeely



Artur podniósł swoją walizkę i również ruszył za byłym policjantem.

Darth Misiekh - 2010-06-28 10:30:34

  Cała drużyna:




   Mieli już ruszyć w stronę dworca gdy w tłumie Jack rozpoznał znajomą twarz – żonę Kesingtona. Kobieta szła dość nerwowym krokiem w kierunku jego mieszkania. Cała otulona była w czerń. Rysy jej twarzy były ściągnięte jakby od wielu dni kobieta nie zaznała porządnego snu. Jednak nie był czym się dziwić. Wszakże do tej pory nie ustalono kto lub co mogło spowodować śmierć jej męża.

   W połowie przebytej drogi do wejścia, zatrzymała się. Wyglądało to jakby wahanie z jej strony. No ale czy tu się dziwić? Wszakże osobiście z panem Martin`Em rozmawiała zaledwie kilka razy. I teraz ich dopiero dostrzegła. W pierwszej chwili obróciła się by spokojnie odejść. Jednak coś ją powstrzymało przed wykonanie do końca swój decyzji. Ruszyła  w ich kierunku.

Havoc - 2010-06-28 11:34:09

Jack Martin



Położył torbę i poszedł naprzeciw kobiecie.
- Moje najszczersze kondolencję, Pani Kesington. - próbował nie mówić za dużo, aby kobiety nie wciągnąć w "swój świat", gdzie mogłaby być kolejną ofiarą.

UUkasz - 2010-06-29 07:53:12

Artur McFeely



Artur podszedł bliżej nic nie mówiąc.

Darth Misiekh - 2010-06-29 09:52:40

Cała drużyna:




   Kobieta lekko się speszyła widząc podchodzącego do niej Jack`a.


   - Długo nad tym myślałam panie Martin   – zaczęła – Był pan przyjacielem mojego męża, prawda? Oraz pana Eliasa. Wiem również, że w przeszłości  miał pan do czynienia z podobnym wypadkiem. I wtedy również nikt panu nie chciał wierzyć. Może jednak przejdę do rzeczy  – na chwilę przerwała jakby zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów – Wiem od  moich zaufanych ludzi, że próbujesz rozgryźć tę zagadkę. Ja natomiast mogę cos mieć co tobie w tym pomorze. Chcę tylko jednego. Jeżeli znajdziesz mordercę mojego męża będzie cierpiał przed swoją śmiercią. Możesz mi to zagwarantować? 

Havoc - 2010-06-29 10:37:02

Jack Martin



Spojrzał na nią ze smutkiem. Została jednak wciągnięta w tą sprawę. Miał jednak nadzieje w sercu, że uda jej się przetrwać.
- Pani nie musi o to prosić ani nawet pytać. Morderca zginie w katuszach. Nie mam zamiaru doprowadzać go do wymiaru sprawiedliwości. Nie robię to tylko dla pani, ale też dla Jacksona i Johana oraz... dla mnie i mojej rodziny.

Darth Misiekh - 2010-06-29 12:07:15

Jack i Arur:




   - A więc dobrze. Postaram się panu przekazać wszystko co zdołałam sama jak do tej pory ustalić. Jest tego niewiele ale zawsze to coś na początek. Nie wiem czy pan wie ale Elias od dawna interesował się krwawymi kultami śmierci. Nic więc dziwnego, że zginął z symbolem jednego z nich na czole. Proszę nie pytać skąd mam te informacje bo i tak nie będę mogła odpowiedzieć na to pytanie. Jak mówił mój mąż przez ostatnie kilka dni świętej pamięci Elias uważał, że za śmierć członków ekspedycji Carlyle`a odpowiedzialna mogła być jakaś okrutna religia z serca Afryki. Uważał iż nie wszyscy członkowie ekspedycji zostali zgładzeni w Kenii, a przynajmniej tak twierdził Jackson. Przeglądając ostatnio dokumenty mojego męża natrafiłam na kilka interesujących materiałów. Pierwszym jest list od Eliasa skierowany do mojego męża    -  z torebki wyciąga kilka kartek papieru i podaje je Jack`owi – Drugą rzeczą są zapiski Eliasa. Obie te rzeczy są bardzo intrygujące i rzucają bardzo ciekawe światło na całą tą sprawę .


------------------------

Materiały poszły na meila Havoc

Havoc - 2010-06-29 18:27:58

Jack Martin



Przejrzał na szybko i włożył do torby.
- Dziękuje. Nie mogę jednak się zatrzymywać. Pociąg czeka. Proszę uważać na siebie. Najlepiej wynająć kilka ochroniarzy. Kiedy wrócę to do pani zadzwonię, a teraz żegnam i jeszcze raz... proszę na siebie uważać. - podniósł torbę i kiwnął głową kobiecie ruszając dalej.

UUkasz - 2010-06-29 20:07:39

Artur McFeely



Nie odezwał się ani słowem. Ruszył tylko w stronę wagonu żeby zająć miejsce.

Greyu - 2010-06-29 22:00:49

Dante Capone






Siadł razem z innymi w osobnym wagonie w loży dla VIP'ów. Po drodze kupił butelkę whisky.
-Panie McFeely , ta kobieta namawiała pana Martina do morderstwa...Czyż nie pańskim obowiązkiem jest przestrzeganie prawa? Powinni oboje stanąć przed wymiarem sprawiedliwości.-Zaśmiał się głośno i zaczął otwierać butelkę.

UUkasz - 2010-06-29 22:17:29

Artur McFeely



-Panie Capone, nie popadajmy w skrajność. Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie. -odpowiedział.

Greyu - 2010-06-29 22:19:00

Dante Capone






-Zdrowie!-Zaczął polewać do kryształowych szklanek , również do trzeciej , która miała być dla Martina , wsiadającego właśnie do pociągu.

UUkasz - 2010-07-01 21:58:54

Artur McFeely



Uniósł szklankę z trunkiem, zamieszał kilka razy i wypił naraz całą zawartość.
-Pierwszą rzeczą jaką musimy ustalić na miejscu, to tytuł książki której szukał Elias. To nam o wiele ułatwi poszukiwania. - powiedział sięgając po butelkę Whisky.

Darth Misiekh - 2010-07-03 09:28:47

Cała drużyna:




   Podróż minęła im  bez większych komplikacji. Spokojnie i bezpiecznie. W porównaniu do wydarzeń ostatnich kilku dni to aż za spokojnie; wręcz sielankowo. Niestety to się zmieniło wraz z przybyciem do Arkham. Nawet pogodo się od nich wtedy odwróciła. Ciemne, burzowe chmury okryły ciasnym całunem całą tą mieścinę. I to nie byle jaką mieścinę, ale miejsce w którym mogły znajdować się odpowiedzi na ich pytania. Pozostało tylko je odnaleźć. Czy się jednak odważą?

Havoc - 2010-07-03 19:50:05

Jack Martin



Jack wyszedł z pociągu zapalając papierosa.
- Dobrze panowie... jak to robimy? Znaczy się jak szukamy tego wykładowcę? Może się rozdzielimy? - podrapał się na chwilę i wskazał na Dantego. - Mówiłeś, że powinniśmy mieć pokój w hotelu załatwiony, prawda? Który to hotel?

Greyu - 2010-07-03 20:11:45

Dante Capone






-Ten-Powiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy wskazując na samochód , w którym już ktoś za kierownicą siedział.-Zapraszam , zapraszam.-Wsiedli do samochodu i ruszyli do hotelu.-Na miejscu wszystko ustalimy , Anthony-Tu zwrócił się do szofera-Czy mój księgowy przekazał Ci jakieś informacje?-

Darth Misiekh - 2010-07-03 22:11:20

  Cała drużyna:




   Szofer chwilę milczał.

   - Tak panie Capone. Wszystko znajduje się w pańskim pokoju hotelowym.   -

Havoc - 2010-07-03 22:41:03

Jack Martin



- Zatem panowie... jakieś plany?

UUkasz - 2010-07-04 10:12:24

Artur McFeely



-Ja bym proponował udać się na początek do hotelu, żeby zastanowić się na spokojnie kogo i czego szukamy. - powiedział patrząc w okno.

UUkasz - 2010-07-12 16:30:03

Artur McFeely




Gdy samochód się zatrzymał Artur wysiadł jako pierwszy. Zabrał swoją podręczną walizkę i torbę przyszykowaną na pobyt w Arkham. Ruszył w stronę recepcji.

Darth Misiekh - 2010-07-19 11:39:39

Cała drużyna:




   Samochód pana Capone stanął przed dobrze utrzymaną posiadłością. Cała zbudowana była w starym wiktoriańskim stylu. Szyld nad wejściem głosił „ Pensjonat Mamuśki”. Z tego co udało się dowiedzieć pomagiera gangstera prowadziła go tajemnicza  kobieta nazwiskiem Mathison. Najciekawsze było to, że nie istniała ona w żadnych spisach urzędniczych oraz spisach ludności.

   Podążając za Arturem weszli do przestronnego holu. W środku panowała grobowa cisza oraz upał jakby od dawna nikt nie wietrzył tych pomieszczeń. Ściany pokryte były obrazami przedstawiającymi mężczyzn oraz kobiety ubrane w tajemnicze stroje. Wodząc wzrokiem po pomieszczeniu dostrzegili recepcję. Starsza kobieta stojąca za ladą uśmiechła   się na ich widok.


   - O widzę, że panowie dotarli do nas cało.   -

Greyu - 2010-07-19 11:45:43

Dante Capone






  -Cało , cało. Czy to panią dziwi?-

Darth Misiekh - 2010-07-19 12:25:34

Cała drużyna:




   - Cóż, raczej tak zważywszy jak sobie radzicie. -

Greyu - 2010-07-19 12:34:49

Dante Capone






  -Wyjątkowo pani rozmowna , może pomoże nam pani w naszych staraniach?-

Havoc - 2010-07-19 13:03:28

Jack Martin



Martin spojrzał dziwnie na Dantego.
- Nie mieszaj starszej pani w nasze kłopoty. Przepraszam za przyjaciela. Chcielibyśmy na chwilę odpocząć w naszych pokojach.

UUkasz - 2010-07-19 13:53:49

Artur McFeely



-Dobry pomysł panie Marti. Odpocznijmy trochę, zastanówmy się od czego zacząć i ustalmy jakiś plan działania. - powiedział przyglądając się baczniej obrazom wiszącym w holu.

Darth Misiekh - 2010-07-19 20:49:53

Cała drużyna:




   - Ależ panie Jack to zrozumiałe w waszej sytuacji. Niestety nie wiem jak mogłabym wam w czymś pomóc? Chyba, że panowie mają jakieś konkretne pomysły?   -

Greyu - 2010-07-19 21:22:01

Dante Capone






  -Mówi swobodnie pani o rzeczach , o których nie powinna pani wiedzieć. Właśnie , "zważywszy na to , jak dobrze sobie radzimy..." , co pani miała na myśli?-

Darth Misiekh - 2010-07-19 21:42:50

Cała drużyna:




   - Cóż i tak już dużo wam powiedziałam – na jej twarzy ukazał się uśmiech – Jeżeli natomiast chodzi o to skąd posiadam taki lub inne informacje, no cóż kto dobrze słucha ten dużo wie   -

Greyu - 2010-07-19 21:55:45

Dante Capone






  -Chciałaby pani być moimi uszami i oczami za pewną kwotę? Pewnie słyszała pani , że hojność mojej rodziny nie zna granic. Poza zapłatą , potrafimy być wdzięczni.-

Darth Misiekh - 2010-07-20 12:55:33

Cała drużyna:




   - Panie Capone, niestety nie ma pan nic co mogłoby mnie zainteresować. Radę też by państwo skupili się na rozwiązaniu zagadki tajemniczej ekspedycji, a nie poszukiwaniu informatorów. Od tego może zależeć wasze życie. A teraz pozwolicie mili panowie, że was opuszczę gdyż nie jesteście jedynymi moimi gośćmi. Klucze znajdują się na ladzie. -

Havoc - 2010-07-22 16:05:04

Jack Martin



Zdziwił się słysząc słowa starszej kobiety. Wydawało się, że miejscowi wiedzą więcej niż oni sami. Postanowił nie zatrzymywać się i zabrał klucze. Nie podobało mu się to, ale nie miał zbyt wiele do powiedzenia w tej materii. Przecież nie mógł zastraszyć starszą panią pistoletem, aby powiedziała co wie. Ruszył bez słowa do swojego pokoju na górze.

UUkasz - 2010-07-26 10:33:51

Artur McFeely



Artur również zabrał klucze z lady i ruszył w stronę pokoju w którym miał spać. Po chwili był już przed drzwiami, wszedł do środka i położył się na łóżku. ~Dziwne, że wieści o naszej podróży się tak rozniosły. Kto mógł o tym wiedzieć po za nami. - myślał leżąc.

Havoc - 2010-07-26 23:00:04

Jack Martin



Jack opuścił swój pokój po wypakowaniu się. Z niezapalonym papierosem zapukał i wszedł do pokoju Artura.
- Masz jakiś plan, detektywie?

UUkasz - 2010-07-26 23:05:10

Artur McFeely



-Nie. - odpowiedział.
-Zastanawia minie skąd ludzie w takim małymi mieście wiedzą tyle o tej sprawi oraz o naszym przyjeździe tutaj. - mówił wstając z łóżka. -Co Pan proponuje? Może dziś wieczorem ustalimy już konkretny plan działania, zbierzmy jakieś informacje i zacznijmy działać. - ciągnął dalej.

Havoc - 2010-07-26 23:08:24

Jack Martin



- Odpocznijmy pierw. Nie mam zamiaru w nocy łazić po tej mieścinie. Zaplanujemy teraz. Wyśpimy się do jutra i wtedy spróbujemy coś załatwić. - wyciągnął papieros z ust. - Tylko co dokładnie chce pan tutaj zrobić?

Greyu - 2010-07-27 09:20:41

Dante Capone






  Wszedł do swojego pokoju. Pokój ten utrzymywany był w renesansowym stylu. Ciekawe płaskorzeźby wyryte w drewnie były tu obecne niemalże na każdym meblu. Pokój miał własną łazienkę , która ściany i sufit miała wyłożone beżowymi kafelkami. Dante położył swoją walizkę na łóżku , z kieszonki wyciągnął pudełko na cygara oraz metalową zapalniczkę z pokrywką. Odpalił cygaro i siedział przygarbiony na łóżku. Sprawdził jeszcze barek w pokoju. Było tam kilka szklanek oraz parę nietkniętych butelek trunków. Dante wziął whisky i zaczął pić w samotności od czasu do czasu zaciągając się cygarem.

UUkasz - 2010-07-27 09:43:40

Artur McFeely



Otworzył swoją podręczną walizkę i chwile w niej poszperał, po kilku chwilach wyciągnął broszurkę dr. Antony'ego Cowlesa dotyczącą jego wykładu na temat kultów.
-Chciał bym porozmawiać z tym profesorem i zapytać go o kilka rzeczy a konkretnie o to. - wyciągnął fotografie dziwnego znaku, po czym wręczył ją Jackowi.



--------------------
Chodzi o ten dziwny symbol.

Havoc - 2010-07-29 21:34:43

Jack Martin



- Mhm. Dobrze. Zatem jutro się tym zajmiemy. - powiedział wychodząc z pokoju.

Wszedł do swojego ze spokojem. Miał nadzieję, że odpocznie w nowym miejscu. Jednak noc nie była dla niego spokojna. Budził się się kilka razy przez koszmary nocne. Kolejne. Podobne do poprzednich. Śmierć. Potwór. Rodzina. Czasami nawet widział, że ktoś z rodziny przeżył masakrę, ale wtedy zawsze na niego spoglądali z wyrzutami "Czemu nas nie uratowałeś, tatusiu?".
Obudził się spocony i wziął poranny prysznic. Do tego dorzucił kubek kawy i papierosa i był gotowy kolejnego dnia na ciągnięcie śledztwa.

Darth Misiekh - 2010-08-01 21:48:55

Cała drużyna:





   Noc szybko brała w swoje posiadanie ulice Arkham. Opatulała je czarnym, nieprzeniknionym całunem.  Gdzieniegdzie tylko można było dostrzec przemykająca osobę która zmierzała do swojego domostwa.

   To było jednak za nimi gdyż musieli rozwikłać tą sprawę. Zabrnęli już tak daleko i tak wiele istnień straciło już przez to życie, że nie mogliby teraz się wycofać. Dla nich stawał się to po mału swoistą świętą misją. Misja przy której mogą ponieść śmierć. Jednak to się nie liczyło. Teraz jedyną rzeczą która była tak naprawdę ważna było zdobycie informacji. Po to przecież przebyli tyle mil.


***




   Poranek okazał się chłodny i mroźny. Słońce jakby w ogóle nie chciało obejmować znów w posiadanie tego skrawka ziemi , pozostawiając go w objęciach mroku. Oni jednak nie mogli tym się przejmować. Czekało ich spotkanie z profesorem Cowlesem. Tylko czy on zdoła im pomóc?

UUkasz - 2010-08-06 21:13:29

Artur McFeely



Artur wstał i umył się jak co dzień, wyszedł z pokoju i zapukał do drzwi policjanta. Gdy tylko się otworzyły spytał: -Może jakieś śniadanie? Zejdźmy na dół i coś przekąśmy a potem wybierzemy się wszyscy na miasto żeby trochę się rozejrzeć.

Havoc - 2010-08-06 21:22:48

Jack Martin



Otworzył drzwi. Miał nadzieję, że będzie ktoś inny za nimi stał, ale musiał się przyzwyczaić. Często będzie widział detektywa.
- Dobry pomysł. - po tych słowach wyszedł za próg i poszedł pod pokój Dantego. Zapukał do jego drzwi i powiedział jeszcze - My schodzimy na dół zjeść coś, Dante.

Ruszył z Arturem na dół. Nie chciał i nie miar zamiaru rozmawiać, nawet gdyby detektyw rozpocząłby rozmowę. Nie był w nastroju. Coś było w tym mieście, co nie go zaciekawiło, ale w stronę zdenerwowania.

Greyu - 2010-08-06 21:56:31

Dante Capone






  Dante obudził się na krześle, w codziennym ubraniu, w lewej ręce ze szklanką, obróconą dnem w górę a w prawej do połowy pusta butelka whisky. Pod szklanką, na dywanie widać było pozostałości po kropelkach, ociekających ze szklanki. Capone obudził się z dwu-dniowym zarostem i nieprzyjemnym uczuciem. Siedział przed lustrem, do którego prawdopodobnie pił. Odłożył naczynia na stolik i przetarł, przesiąkniętymi alkoholem, rękoma twarz. Rozebrał się i rzucił na łóżko, postanowił uciąć sobie jeszcze krótką drzemkę.
  Obudziło go pukanie do drzwi.
-My schodzimy na dół zjeść coś, Dante.-
Wpatrywał się tępym wzrokiem w sufit, nie mając najmniejszej ochoty ruszać choćby palcem u nogi. Oczy zamknęły mu się ponownie. Po pięciu minutach znów je otworzył. Nie mając chęci ani siły na wstawanie, przeturlał się w prawo spadając z łóżka. Leżał chwilę na podłodze i podpierając się na stoliku nocnym i łóżku wstał, przeciągnął się i odsłonił okno.
  Słońce niewybaczalnie i okrutnie świeciły Dantemu w oczy. Mrużył powieki, aż wreszcie przywykł do dziennego światła. Sunąc z nogi na nogę doczłapał się do łazienki. Zaczął napuszczać wody do wanny, wrócił na łóżko, gdzie miał ochotę jeszcze trochę poleżeć. Zasnął, obudziło go uderzanie wody o kafelki. Nie śpiesząc się powędrował do toalety. Woda zaczęła się już przelewać, było to jednak początkowe stadium. Dante zakręcił wodę i otworzył na chwilę korek. Nasypał leżącej pewnie już jakiś czas soli do kąpieli i nalał pierwszego lepszego szamponu. Pomieszał ręką by wytworzyła się piana i wszedł do wanny. Woda była przyjemnie ciepła a pod tyłkiem czuć było jeszcze nie rozpuszczone granulki soli do kąpieli. Oparł wygodnie głowę o wodny zbiornik i znów zasnął.
  Nie wiadomo po ilu minutach się obudził, woda zdążyła ostygnąć, ale nie znacznie. Otworzył korek i poczekał aż cała woda spłynie. Wstał, wytarł się i wysikał. Wrócił do pokoju, gdzie w walizce miał kilka ciuchów. Pierw białe slipy. Czarne skarpetki. Czarne spodnie do garnituru z doczepionymi szelkami. Koszula, ułożenie szelek. Krawat, marynarka, buty, płaszcz, kapelusz. W kieszeni płaszcza była cygaretka i zapalniczka. Nalał sobie trochę whisky i zapalił cygaro. Przewiesił przez ramię kaburę z rewolwerem. Czas wychodzić.

Darth Misiekh - 2010-08-08 12:05:24

Artur i Jack:




   Zeszli na dół. Panowała tam kompletna cisza. Nidzie jak okiem sięgnąć nie napotkali żadnego z wcześniej wspomnianych przez właścicielkę gości. Skierowali swe kroki w kierunku jadalni. Pomieszczenie to było bardzo przestronne, zdolne pomieścić większą ilość gości. Jednak i tutaj nikogo nie zastali. Na jednym z wielu okrągłych stolików stało śniadanie. Dopiero teraz dotarł do nich zapach świeżo wypieczonego chleba oraz swojskiego masła. Całość  dopełniał zapach wędlin oraz warzyw i owoców.

   Podchodząc, zauważyli że w małym wazoniku stojącym na środku stoły wczepiona jest karteczka. Szybkie spojrzenie na nią ujawniło wypisany na niej napis:

„ Pan Cowles będzie czekał na mości panów dzisiaj o 12 w Zajeździe Hiba. Madame Mathison. „  




Dante:




   Cichy szelest na korytarzu wydał się gangsterowi podejrzany. Niestety nim zdążył otworzyć drzwi, zniknął jakby nigdy się nie pojawił. Coś jednak  pojawiło się na progu jego pokoju. Koperta z nadrukowaną na niej pięcioramienną gwiazdą. W środku znajdowała się karta:

„ Strzeż się albowiem jedna z ksiąg posiada w sobie rozwiązanie . . .”

Havoc - 2010-08-08 13:56:44

Jack Martin



- Wiedziałem, że to śmierdzi. - powiedział trzymając karteczkę w dłoni. Ktoś ich śledził. Wiedzą dokładnie po co przybyli. Miasto nie było czymś naturalnym według Jacka. - Zjedzmy śniadanie. Po tym ruszymy do tego mężczyzny.

UUkasz - 2010-08-08 21:13:06

Artur McFeely



-To miasto mnie coraz bardziej przeraża, ta pogoda sprawia że czuję się jak na krańcu zaświatów. - powiedział detektyw smarując ciepłą jeszcze bułkę.
-Dodam jeszcze że ktoś musiał nas podsłuchiwać wczoraj wieczorem, gdyż nie możliwe jest by ktoś po za nami wiedział po co tu jesteśmy. I ta gospodyni brr... - ciągnął dalej. -Coś tu nie gra. I naprawdę mi się to nie podoba. A co pan o tym sądzi panie Marti? - spytał.

Havoc - 2010-08-09 22:11:55

Jack Martin



Jadł spokojnie. Najspokojniej jak mógł, ale wyglądał cały czas na zmartwionego tym wszystkim. Jajecznica z kiełbaską nie zaspokoi jego dzisiejszej podróży, ale to jest pierwsze danie jakie jadł nie z pod jego rąk.
- Nie. Sądzę, że ktoś nas śledzi... a dokładnie sprawę Carlyle'a. Od początku wręcz. Ktoś chce zatrzeć ślady, a reszta może chce dyskretnie nam pomóc... lub nas wprowadzić w pułapkę. Powinniśmy mieć się na baczności. - powiedział napiwszy się kawy.

Havoc - 2010-08-12 11:24:47

Jack Martin



Kiedy skończył jeść wstał wręcz automatycznie.
- Chodźmy Arturze. Dante nas dogoni. Wie dokąd idziemy. - powiedział do detektywa. Posprzątał po sobie i wyszedł z salonu. Mieli zamiar odwiedzić pana Cowlesa.

Greyu - 2010-08-13 22:09:18

Dante Capone






  Przeczytał krótki liścik z intrygującym rysunkiem na kopercie.
~Zaczyna się robić ciekawie!~ Schował kopertę do kieszeni i zszedł na dół, na spotkanie Jackowi i Arturowi...

Darth Misiekh - 2010-08-14 21:55:22

Jack i Artur:





   Słońce które międzyczasie ich wędrówki skryło się za ciężkimi burzowymi chmurami wskazywało, że pogoda już się chyba nie pojawi. Znalezienie „Zajazdu Hiba” okazało się prostym zadaniem. Budynek ten znajdował się w północnej części Arkham i stał w otoczeniu kilku innych domów.  Zbudowany był z kamienia z elementami drewna. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można było, że lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Wystrój środka tylko te przypuszczenia potwierdzał. Wspólna izba wypełniona była starymi stołami oraz krzesłami które pokryte zostały starym i wytartym gdzieniegdzie materiałem. W jednym z rogów siedział starszy jegomość ubrany w znoszony garnitur. Zajęty był czytaniem jakieś książki oraz był jedynym klientem zajazdu.



Dante:




   Zebranie się zajęło mu tylko chwilę. Niestety musiał przysnąć na dłużej niż myślał. Detektywa wraz z jego towarzyszem z policji już niebyło. Jedno tylko miejsce przychodziło do głowy gangsterowi gdzie mogli się udać . . .

UUkasz - 2010-08-14 22:15:12

Artur McFeely



Artur i Jack stali w izbie.Podszedł do lady i uderzył w leżący na niej dzwonek. Po chwili namysłu spytał mężczyznę w garniturze: -Witam, gdzie znajdziemy profesora Cowlesa?

Greyu - 2010-08-14 22:16:20

Dante Capone






  Chciał podejść do właścicielki pensjonatu.
  -Dzień dobry... Chcę wiedzieć, kto wchodził dzisiaj do pensjonatu? Może któryś z nich wchodził na piętro? A może poza nami są jeszcze inni goście?-

Darth Misiekh - 2010-08-15 14:24:02

Jack i Artur:




   Mężczyzna oderwał wzrok znad książki. Jego niebieskie oczy spoczęły na twarzy Artura.

   - O, panowie już są. Myślałem, że dłużej zajmie panom dotarcie tutaj. No ale cóż książkę mogę przeczytać innym razem.   – w miejsce w którym skończył czytać włożył serwetkę i odłożył ją na skraj stołu – Więc właściwie dlaczego mnie szukaliście?


Dante:





    Kobieta z zaciekawionym spojrzeniem skupiła na nim swoją uwagę:

   – A coś się stało?   -

Greyu - 2010-08-15 14:39:00

Dante Capone






  -Owszem, ktoś bardzo irytuje mnie swoją obecnością pod moimi drzwiami i osobiście pragnę zakomunikować temu komuś, że nie życzę sobie tego typu sytuacji.-

Darth Misiekh - 2010-08-15 20:05:36

Dante:




   - A nie myślał pan panie Capone, że wy interesując się pewnymi sprawami irytujecie też kogoś?   –

   Nie czekając na odpowiedź młodego mafiosa obróciła się i odeszła.

Greyu - 2010-08-15 20:22:05

Dante Capone






  Lekko podniósł głos, by kobieta wyraźnie wszystko słyszała
  -Ciągle pani mówi o nie naszych sprawach, ja mówię o tym, że spokój w pensjonacie jest w pani interesie i jeśli nie zorganizuje pani odpowiedniego spokoju, lub nie zrobi niczego w momencie, gdy jest on zakłócany, szkodzi pani tylko wizerunkowi lokalu.
  Dante chwile czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony właścicielki pensjonatu, której nie miał już w polu widzenia. Nie doczekał się, więc wyszedł przed pensjonat i zapalił cygaro. Ruszył do miejsca, gdzie Artur i Jack mieli spotkać się z profesorem...

UUkasz - 2010-08-16 17:39:35

Artur McFeely




-Witam pana. Nazywam się McFeely, a to pan Marti. Prowadzimy śledztwo pewnej nietypowej sprawy i potrzebujemy zasięgnąć pańskiej wiedzy na temat kultów i antropologi. Czy zechciał by nam pan poświęcić kilka chwil? - spytał podając rękę profesorowi.
-Sądzę że będzie pan zaciekawiony naszymi odkryciami. - dodał.

Darth Misiekh - 2010-08-17 19:31:55

Artur i Jack:





   Na twarzy profesora ukazała się ciekawość:

   - A mianowicie panie McFeely? Jakie to odkrycia i co taki stary profesor jak ja może wnieść do jakiegoś śledztwa.   –



Dante:





   Chociaż wczesnej pory na dworze już zaczynało robić się chłodno. Słońce całkowicie skryło się za ciężkimi burzowymi chmurami. Droga do „Zajazdu Hibba” zajęła młodemu mężczyźnie kilkanaście minut.

   Całą drogę nie opuszczało go dziwne wrażenie, że jest obserwowany. Jego przypuszczenia okazały się słuszne bo w chwili gdy miał przekroczyć już próg zajazdu, dostrzegł ich. Pięciu mężczyzn odzianych w długie, czarne płaszcze z obszernymi kapturami które zakrywały ich twarze. Stali spoglądając w jego stronę.

Greyu - 2010-08-17 20:13:36

Dante Capone






  ~Hahaha, sprawa nabiera coraz większego rozmachu, czyżby to wszystko okazało się klątwą, która spada na każdego, kto interesuje się tą sprawą? Wiem, że najchętniej bym sobie do nich postrzelał.~ Ręce świerzbiły Dantego, rewolwer miał 6 pocisków, w sam raz, starczyłoby jeszcze na właścicielkę pensjonatu. Chciał teraz wyciągnąć broń i po prostu strzelać, zachował jednak zdrowy rozsądek.
  Wszedł do zajazdu, wodził wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż w końcu dostrzegł trzech mężczyzn siedzących przy jednym ze stołów. Artur akurat zadawał pytania profesorowi Cowelowsowi. Dante, z promiennym uśmiechem na twarzy, podszedł do stolika.
  -Dzień dobry, nazywam się Dante Capone.- Wyciągnął rękę w stronę Cowelesa wciąż się uśmiechając.

Darth Misiekh - 2010-08-18 19:18:08

Cała drużyna:





   - Oo . . . Tak jak myślałem spóźnialski jak zwykle   – staruszek uśmiechnął się przyjaźnie w stronę gangstera i podał mu rękę – No to teraz jak jesteśmy już w komplecie, udzielą panowie mi kilku wyjaśnień. Pierwszym i zasadniczym z nich może być to co moja skromna osoba może wnieść do waszego śledztwa?   -

Greyu - 2010-08-18 19:36:21

Dante Capone






  -Pomóc Pan z pewnością może, ale teraz bardziej zajmuje mnie to, że warto stąd wyjść przez zaplecze i zmienić miejsce spotkania. Od samego pensjonatu jestem śledzony i podejrzewam, że nie chodzi im tylko o mnie.-

Darth Misiekh - 2010-08-18 20:05:14

Cała drużyna:




   - Jak to śledzony? Boże oni już widzą   – głos profesora zdradzał przerażenie – Niestety nie będę mógł panom pomóc. I radziłbym wam opuścić Arkham dla własnego bezpieczeństwa.

   Wstał od stołu i zaczął kierować się w stronę wyjścia z zajazdu. Przed wyjściem obrócił się jeszcze w stronę zaskoczonych mężczyzn:

   - Powodzenia.   – rzucił przez ramię i wyszedł.

   Teraz dopiero mężczyźni  spostrzegli, że profesor zostawił czytaną przez siebie książkę na stoliku. Z miejsca w którym skończył czytać wystawała kartka. Zgrabnym pismem napisane było na niej:

„Innsmouth, jutro wieczorem. Sam was znajdę”

Havoc - 2010-08-20 17:24:41

Jack Martin



- Innsmouth? Gdzie jest Innsmouth? - zapytał reszty. Nie wydawał być zdziwiony, ani nie było to zadanie tonem pytającym. Bardziej to była mieszanka zdenerwowania i niechcenia. Ktoś się nimi bawił i nie podobało mu się to.
- Robimy kółka panowie. Naglę z sprawy potwora, który zabił moją rodzinę, przekształciło się w polowanie morderców Carlyle'a... a teraz bawienie się w chowanego. Nie mam mapy... Dante, czy któryś z twoich ludzi ma jakąś w samochodzie?

Greyu - 2010-08-20 20:19:31

Dante Capone






  -Dopilnuję, żeby mój człowiek znał trasę do Innsmouth jak własną kieszeń, swoją drogą nie przypominam sobie, kiedy przeszliśmy na ty, możemy to zrobić teraz, albo gdy tylko ulotnimy się z tego miejsca, najlepiej tylnim wyjściem.-

Havoc - 2010-08-20 20:32:38

Jack Martin



- Jesteśmy w tym gównie razem. Mam już dość uprzejmości. Chcę zasadzić temu gościowi co nami się bawi... kulkę między oczy. - powiedział podirytowany Jack. Jego natura, którą tak bardzo chował, a raczej jego gniew, wyszedł na zewnątrz. Nie chciał już być miły i spokojny. Miał dość.

Greyu - 2010-08-20 20:49:20

Dante Capone






  -Od tej strony Pana nie znałem i szczerze to wcielenie podoba mi się bardziej.- Roześmiał się głośno i powędrował do drzwi, za którymi powinna znajdować się kuchnia.

UUkasz - 2010-08-20 22:00:32

Artur McFeely




- Panie Marti, nie możemy pozwolić żeby emocje zaślepiły nasze działania. - powiedział trzymając książkę profesora. -Ta sprawa to czubek góry lodowej, dla tego proponuje odłożyć emocje na bok i działać roztropnie. Panie Capone, proszę zadzwonić do szofera i powiadomić go o naszym wyjeździe, Innsmouth jest położone jakieś pół dnia drogi od Arkham. To małe portowe miasto z tego co pamiętam.

Darth Misiekh - 2010-08-21 20:31:34

Cała drużyna:




   Już mieli udać się w stronę drzwi prowadzących do kuchni gdy wtem przez frontowe wejście ktoś wszedł. Młody gankster rozpoznawał ich świetnie gdyż kilka minut wcześniej już ich widział.

   Pięc osób odzianych w czarne znoszone płaszcze. Teraz nie zakrywali już swych oblicz jak robili to jeszcze chwilę temu.

   - Witajcie   – odezwał się jeden z nich; wysuną się również przed resztę dobitnie uświadamiając im, że to on dowodzi w tej małej grupie

   Teraz też dostrzegli, że jednym z nowo przybyłych była kobieta. Jej kruczoczarne włosy oraz delikatne rysy nadawały jej wygląd anielski.

   - Przypuszczam , że możecie mieć coś za co ja i moi towarzysze   – wskazał ręką na otaczające go osoby – jesteśmy w stanie wiele za to dać.

Greyu - 2010-08-21 20:40:10

Dante Capone






  -Słyszałem kiedyś, że jeśli masz dostać wpierdol to i tak dostaniesz, więc jedyne co mogę wam zaoferować, to kulkę między oczy, a teraz odejdźcie, zanim przejdę do czynów.- Nie miał ochoty się z nimi cackać, nadal napierał na drzwi do kuchni, śmiał się coraz głośniej, przybrał w ten sposób iście demoniczny wyraz twarzy. Był zdolny do znacznie bardziej bestialskich czynów.

Darth Misiekh - 2010-08-21 20:57:40

Cała drużyna:




   - Panie Capone my nie chcemy walczyć. Nie po to tu przybyliśmy. Chcieliśmy po prostu dobić z wami dobrowolnie targu. Niestety z tego co widzę panowie nieprzejawianą takiej chęci. No cóż następnym razem kiedy się spotkamy; a zapewniam panów, że do tego dojdzie może już to niebyt tak miłe spotkanie.   – obróciwszy się, rzucił w kierunku swoich towarzyszy – Idziemy   – po czym opuścili zajazd

Greyu - 2010-08-21 21:06:23

Dante Capone






  -Jestem tego samego zdania! To nie będzie miłe spotkanie!-

Havoc - 2010-08-21 21:47:57

Jack Martin



- My coś mamy? Ktoś tu jest cholernie źle poinformowany. Jak same poszlaki mogą być czymś? - odezwał się Jack z tyłu. Spoglądał tylko jak tamci idą drogą na zewnątrz.

UUkasz - 2010-08-21 22:37:05

Artur McFeely



-Możliwe, że to co posiadamy ma dużą wagę. A nic o tym nie wiedzieliśmy. -powiedział.

Havoc - 2010-08-21 22:43:49

Jack Martin



- Jedźmy do tego Innsmouth. Może znajdziemy odpowiedzi na kilka pytań. - powiedział wychodząc.

Darth Misiekh - 2010-08-22 18:46:45

Cała drużyna:





   Powrót do „Pensjonatu Mamuśki” zajął im chwilę. Już po drodze zadecydowali, że zabiorą ze sobą wszystko co przywieźli do Arkham. Bądź co bądź przestawało tutaj być bezpiecznie gdyż tajemnicza sprawa zaginięcia ekspedycji Carlyle`a okazywała się być czymś więcej. Niestety żaden z nich nie potrafił na razie powiedzieć czym. Jedno było pewne, wielu osobom zależałoby zostawili ją w spokoju. Wydawało się również, że wszyscy wiedzą więcej od nich. Czyżby przegapili jakiś ważny szczegół w materiałach którymi dysponowali. Może pominęli coś ważnego co wtedy wydawało się im nic nieznaczącym szczegółem, a teraz mogło im pomóc w dalszym śledztwie. No i czego mogli chcieć tajemniczy nieznajomi którzy zaczepili ich w „Zajeździe Hibba”. Z każdym kolejnym krokiem zagłębiali się w to coraz bardziej. Jedna odkryta tajemnica ukazywała dwie kolejne których wcześniej nie dostrzegali. Jedno stawało się coraz pewniejsze, ten kto stał za tym wszystkim musiał być kimś znaczącym i potężnym . . .

***



   Droga z Arkham do Innsmouth minęła im nader spokojnie. Ciekawe, że gdy byli w podróży NIK ani nic nie zaprzątało im głowy. W drodze dzięki informatorom pana Capona zdołali dowiedzieć się kilku szczegółów na temat tego tajemniczego miasteczka.

   Według tego co zdołali się dowiedzieć miasteczko miało złą sławę. Spowodowane to było najprawdopodobniej tym, że w 1848 doszło tam do krwawej masakry której nikt nie umiał wytłumaczyć. Jedynymi ocalałymi był Obed Marsh oraz ludzie którzy się do niego przyłączyli.  To właśnie wnuczek Obed`a  - Robert sprawuje obecnie w tej rybackiej wiosce władzę.

***



   Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy ich oczom ukazało się miasteczko Innsmouth. Miasto było zabudowane bardzo ciasno. Budynki były brudne, obskurne, a okna zabite deskami. Z tego co zdołał im przekazać informator Dantego to handel w mieście opierał się głównie na rybach, znajdowała się tam również duża ilość złota (pochodzącego z nieznanych źródeł), sprzedawanego za granicę. Transakcje te nadzorowała rodzina Marshów. Pozostawało teraz tylko się gdzieś zatrzymać i czekać aż profesor się z nimi skontaktuje.

Havoc - 2010-08-22 19:57:50

Jack Martin



- Dobrze. Czy tu gdzieś jest jakiś hotel? - zapytał się reszty, ale wręcz to było pytanie do samego siebie. Rozglądał się po nowej mieścinie. Nie chciał długo tu posiedzieć. Interesowała go tylko jedna rzecz, a raczej osoba. Kilka pytań i chciał wrócić do swego śledztwa.

Greyu - 2010-08-23 13:55:04

Dante Capone






  -Według moich informacji, hotel powinien znajdować się w centrum miasteczka.-

Darth Misiekh - 2010-08-24 19:42:15

  Cała drużyna:




   Samochód wjechał w ciemne uliczki miasteczka. Z bliska domy wydały się jeszcze bardziej nędznie i zrujnowanie niż sądzili na początku.  Dotarcie na rynek zajęło im tylko chwilę. Jeżeli ten mały plac na który przed chwila wjechali oczywiście można by nazwać rynkiem.

   Naprzeciwko  drogi którą przybyli znajdował się kościół. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że ten stary budynek trzyma się jeszcze gorzej niż reszta tego zrujnowanego miasteczka. Po lewej i prawej stronie, jeden przy drugim poustawiane były domy. Na jednym z nich, trochę mniej podniszczonym niż reszta widniał  ledwo widoczny napis „Motel”

Greyu - 2010-08-24 19:59:49

Dante Capone






  Dante pierwszy wszedł do hotelu, do którego prowadziły dwuskrzydłowe, drewniane drzwi. Sam budynek pensjonatu był wysoki, miał trzy piętra, a z zewnątrz wyłożony był drewnianymi deskami. Tylko jedno ze skrzydeł się otwierało. Wewnętrzne ściany okryte były czerwonymi tapetami, co kilka metrów na ścianach osadzone były stelaże na lampy bądź pochodnie. Recepcja nie znajdowała się od razu przy wejściu, trzeba było przejść przez korytarz a następnie skręcić w lewo by trafić do dużego pomieszczenia z recepcją i schodami na górę.
  Za drewnianym blatem znajdowały się półeczki na klucze. Na blacie stał srebrny dzwonek a za nim stało krzesło, na którym siedział recepcjonista, siedział odwrócony plecami do nowo przybyłych i czytał wymiętoloną i potłuszczoną gazetę. Obok recepcji, na tej samej ścianie znajdowały się drzwi.
  Dante podszedł do recepcji i nie potrafił odmówić sobie pewnej przyjemności. Uderzał energicznie, przynajmniej pięć razy w dzwonek, sprawiało mu to nieskrywaną frajdę.
  -Dzień dobry.- Nadal uderzał w dzwonek...

Darth Misiekh - 2010-08-26 18:39:24

  Cała drużyna:


Innsmouth – Hotel




   Mężczyzna spojrzał na nich znad gazety

   - Czego? – burknął – Nie widać, że jestem zajęty?

Greyu - 2010-08-26 18:41:32

Dante Capone






  -Albo się nami zajmiesz, albo nadal będę napierdalał w ten dzwonek, dlatego proszę uprzejmie.- Dalej stukał w dzwonek.

Havoc - 2010-08-26 18:41:47

Jack Martin



Jack przyglądał się miastu. Pierw Arkham, teraz tu. Miał nadzieję, że cała ludność nie wie kim są.

- Pokój. - odezwał się słysząc odpowiedź człowieka.

Darth Misiekh - 2010-08-26 18:58:56

  Cała drużyna


Innsmouth – Hotel




   - A można wiedzieć co sprowadza panów do naszego miasteczka? – w między czasie sięgnął po masywną, staro wyglądającą księgę która spoczywała pod ladą

Greyu - 2010-08-26 19:19:28

Dante Capone






  -Pana raczej powinno interesować, po co przyszliśmy do tego hotelu. Prawda jest taka, że potrzebujemy pokoju, a w okolicy nie ma żadnej konkurencji dla tej rudery. Ma pan szczęście, dlatego bierzemy pokoje na dwa dni z ewentualną możliwością przedłużenia pobytu, proszę, tu jest stu dolarówka. Więc tak, pomogę panu policzyć.- Wskazał na siebie. - Raaaz.- Następnie na Jacka - Dwaaa.- I na Artura -Trzyy. Trzy jedno osobowe pokoje, tak jak wcześniej mówiłem, dwa dni z możliwością przedłużenia. I niech pan do jasnej cholery nie będzie wścibski.-

Darth Misiekh - 2010-08-27 16:33:09

Cała drużyna:


Innsmouth – Hotel




   - O przepraszam panów jeżeli kogoś uraziłem   – odpowiedział – Po prostu ciekawi mnie co trzy za miejscowe osoby robią w naszej mieścinie. Bo trzeba tutaj nadmienić, że nie często miewamy gości.  

   Obrócił się i podszedł do szafki z kluczami. Wziął trzy z nich i podszedł do nich znowu

   - No to proszę się już tylko wpisać. -

Havoc - 2010-08-27 16:41:44

Jack Martin



Wpisał się jako Jack Orwels.

Darth Misiekh - 2010-08-29 12:48:27

Cała drużyna:


Innsmouth – Hotel




   Recepcjonista spojrzał na księgę

   - Bardzo mi miło pana gościć, panie Orwels. Proszę oto klucz do pokoju numer 10  – podał zawieszony do tej pory klucz Jackowi – A panowie na co czekają?   – zwrócił się do stojących obok Martina towarzyszy

Greyu - 2010-08-29 22:02:47

Dante Capone






  Giacomo Rossi.

UUkasz - 2010-08-30 21:14:17

Artur McFeely



Podszedł do księgi i leżącym na blacie piórem wpisał : Antony Hopkins.

Darth Misiekh - 2010-08-31 10:31:01

Cała drużyna:


Innsmouth – Hotel




   - Dziękuje bardzo, oto klucze do waszych pokoi. Numery jedenaście oraz dwanaście. Zaprowadzić państwa czy raczej powinniście trafić sami? -

UUkasz - 2010-08-31 10:36:16

Artur McFeely



-Trafimy sami. - powiedział biorąc klucz z numerem 12. Chwilkę później odwrócił się i ruszył w stronę pokoju.

Darth Misiekh - 2010-08-31 10:47:47

Cała drużyna:


Innsmouth – Hotel




   - Dobrze więc. Proszę iść zatem do góry po schodach. – wskazał ręką na stojące nieopodal schody – Na drzwiach do pokojów widnieją numerki   -


-------------------------------
Dla przyspieszenia możecie sami opisać wystrój pokoi. Byle tylko nie było zbyt futurystyczne.

Havoc - 2010-08-31 13:13:15

Jack Martin



Jack wziął swój klucz i ruszył. Pokój numer dziesięć był jego. W środku nie było nic, co mogłoby pocieszyć byłego policjanta. Łóżko, które powinno się zawalić w każdej chwili. Lampka olejowa na stoliku, jakaś szafa. Miał na szczęście okno i mógł wyjrzeć na miasto. "Tylko kilka dni" pomyślał.

Greyu - 2010-09-02 21:44:06

Dante Capone






  -Dziękuję, masz tu stówę, kup sobie nowy garnitur.- Podniósł z blatu klucz do "trzynastki". Poszedł ze swoją walizką na górę, pokój był na pierwszym piętrze.
  Poza ubikacją "specjalnie" dla mieszkańca tego pokoju, nie było tu żadnych wygód. Zdezelowane, podwójne łóżko, stara lampa, niewielka komoda i okno z widokiem na morze. Położył się na łóżku i czekał...

UUkasz - 2010-09-02 22:28:27

Artur McFeely




Gdy Artur otworzył drzwi pokoju jego oczom ukazało się nie wielkie pomieszczenie. Pokój był umeblowany bardzo skromnie, stare dębowe łóżko, mała szafeczka z lampą oliwną i ledwo stojąca komoda. Całość ociekała w blasku już zachodzącego słońca, przy starych wyblakłych już tapetach pokój był nie naturalnie pomarańczowy, co sprawiało wrażenia takiej dziwnej duszności i ciasnoty mimo sporej przestrzeni.

Darth Misiekh - 2010-09-03 10:52:35

Jack Martin:


Innsmouth – Pokój




   Jako, że pokój Jack`a znajdował się najbliżej schodów pierwszy do niego dotarł. Coś jednak mówiło detektywowi, że to portowe miasteczko jest inne niż wszystkie inne. Nie opuszczało  go też przeczucie, że od samego początku dostania się tutaj ich poczynania są bacznie sprawdzane. Jakby ktoś bał się, że mogą odkryć coś lub może kogoś kto nie chce być odkryty.

   Rozmyślania jednak przerwało mu coś, co znajdowało się na stoliku. Podchodząc już do niego, rozpoznał pożółkłą kartkę; podobną trzymał dziś rano w Zajeździe Hibba oraz drobne lecz staranne pismo profesora. Szybkie przejrzenie tekstu. Teraz już wiedział co ma robić.

Havoc - 2010-09-05 12:42:31

Jack Martin



Jack nie chciał uwierzyć w treść listu, ale dziwne rzeczy się działy ostatnio. Wszystko może się zdarzyć, prawda? Nie wiedział dokładnie co robić z nim. Po godzinie czekania zdecydował.

Spokojnie przebywał z resztą do końca dnia. Nie mówił im nic o liście. Jedli, rozmawiali i rozejrzeli się po mieście. Gdy poszli spać, to Jack poszedł na spotkanie. Po północy? Niech będzie.

Darth Misiekh - 2010-09-06 20:01:23

Cała drużyna


Innsomuth




   Cały dzień spędzili razem. Nic jednak ciekawego się nie wydarzyło. Profesor się nie odezwał. Ciekawe co go mogło zatrzymać? Przecież powiedział im, że spotkają się właśnie tutaj.

   Zwiedzanie tego opuszczonego przez Boga miasteczka też nie okazało się dobrym pomysłem. W kilkanaście minut po opuszczeniu hotelu z nieba lunęło. Można by pomyśleć, że nawet pogoda się od nich tutaj odwróciła. Cali przemoczeni wrócili do zajazdu.

   Razem zjedli kolację, a później rozdzielili się do swych pokoi.



Jack Martin:


Innsomuth – Późna noc




   Detektyw długo czekał aż wymogi pozwolą mu oddalić się od swych towarzyszy. Na półgodziny przed umówionym czasem spotkania, zaczął się zbierać. Jakby niebyło nie mógł przepuścić takiej okazji.


Dante Capone:


Innsomuth – Pokój 





    Młodego gangstera obudziło ciche stukanie do drzwi, które zaczęło narastać.

    - Szefie? – za drzwi dobiegły ciche słowa – Słyszy mnie szef? Mam ciekawe informacje. Jeden z pańskich kolegów właśnie opuścił hotel. Wydawało się, że gdzieś bardzo się śpieszy.

Greyu - 2010-09-06 20:05:13

Dante Capone






  Leżał właśnie odwrócony plecami do drzwi, gdy zapukał do nich jeden z pracowników Dantego. Ten zerwał się z łóżka i szybko zaczął się ubierać.
~Policjantowi nie można ufać...~
Wyszedł przed pokój.
-Dzięki, przypilnuj też tego drugiego, idę sprawdzić, co Pan inspektor przed nami ukrywa...-

Darth Misiekh - 2010-09-15 18:54:52

Jack Martin:


Innsomuth – Miasto




   Miasto pogrążone było w ciszy. Z oddali tylko dochodziło ciche ujadanie psów. Jednak po chwili, która w tym miasteczku mogła wydawać się wiecznością i ono ucichło.

   Budynki oraz droga którą obecnie zmierzał detektyw skąpane były w świetle księżyca. Zapewniał on akurat tyle światła by bez przeszkód można było podróżować. Teraz też dotarło do Jack`a że większość mijanych domów od dawna jest pusta. Świadczyły o tym zarośnięte trawniki oraz zerwane z zawiasów okiennice.

   Na umówione miejsce spotkania trafił bardzo szybko. Uważał również by żadne wścibskie oczy go nie dostrzegły dlatego kluczył pomiędzy domami by zgubić nieproszone osoby które mogłyby go śledzić. Klify na których miało dojść do spotkania okazały się bardzo zwodniczym miejscem. Teren był podmokły, a jeden nieodpowiedni krok mógł okazać się ostatnim w życiu.

   - Witaj Jack   – odszedł do niego ciszy szept za niego – Miło mi że przybyłeś


Dante Capone:


Innsomuth – Miasto





   Coś było nie tak. Tego gangster był na pewno pewien. Z początku śledzenie Jack`a było bardzo łatwe i nawet małe dziecko poradziłoby sobie z tym. Jednak po kilkunastu minutach detektyw znacznie przyspieszył oraz zaczął kluczyć pomiędzy domami. Na dodatek niewiadomo kiedy ani skąd nadeszła mgła która i tak pogorszyła kiepskie warunki które zapewniało światło księżyca.

   Po pół godzinie Dante musiał przyznać się przed sobą, że zgubił detektywa. Pozostawało tylko jedno pytanie: Co było na tyle poważne by opuszczał on w środku nocy swój pokój oraz dla kogo lub czego zachował takie środki ostrożności?


Artur McFeely:


Innsomuth – Pokój Artura




   Obudziło go ciche pukanie do drzwi.

   - Panie Arturze – dochodziło za nich. Głos wydawał mu się skądś znajomy – Panie Arturze musimy porozmawiać. To jest bardzo ważne.

UUkasz - 2010-09-15 19:37:36

Artur McFeely




Artur wstał z łóżka i podniósł lampę oliwną stojąca obok na szafce. Odpalił ją, po czym podszedł do drzwi i natychmiast je otworzył.
-Co się dzieje ?! - odrzekł zdziwiony wpuszczając gościa do pokoju.

Greyu - 2010-09-16 19:12:05

Dante Capone






  ~Cholerny gliniarz. Tak łatwo mi nie umkniesz...~
Dante nadal kluczył wśród uliczek, licząc na to, że natrafi na Jacka. Chciał wiedzieć, czemu tak bardzo skrywał ten nocny wypad.

Havoc - 2010-09-17 21:29:34

Jack Martin



Jack ostrożnie szedł. Nie mógł pozwolić, aby ktoś go śledził. Musiał się spotkać z nieznajomym sam na sam. Miał nadzieje, że to będzie spotkanie sam na sam. Wziął oczywiście pistolet, za który mocno trzymał pod płaszczem. Nie chciał go użyć, ale pewno będzie musiał.

- Hmm? - odwrócił się Jack do tyłu wyciągając na wierzch pistolet. Nie miał zamiaru ryzykować.

Darth Misiekh - 2010-09-17 23:23:39

Jack Martin:


Innsomuth – Spotkanie




   Za prywatnym detektywem stał nie kto inny jak profesor Cowles. Wyglądał na przerażonego. Jego cera w świetle księżyca nabrała dziwnego bladego odcienia.

   - Panie Martin – powiedział – może już pan schować ten pistolet. Mamy niewiele czasu, oni już są i tak w mieście. Broń na nic się zda z mocami które panowie przebudzili 


Dante Capone:


Innsomuth – Miasto





   Kolejne minuty uciekały. Młodego przestępcę zaczęła dopadać już frustracja, gdy jego nadzieje na odnalezienie Jack`a się ziściły. Stał na południowym skraju miasta i na dodatek nie był sam. Towarzyszyło mu pięcioro nieznajomych, tych samych których kilka godzin wcześniej mieli przyjemność spotkać  w Arkham.


Artur McFeely:


Innsomuth – Pokój




   Za drzwiami stał nie kto innych jak profesor Cowles. Jego znoszone i poplamione błotem ubranie wisiało na nim jak worek po ziemniakach. Twarz wydawała się bardziej wynędzniała niż jeszcze kilka godzin wcześniej.

   - Dzięki Bogu – wychrypiał – Pana jeszcze nie do sięgnęli. 

UUkasz - 2010-09-18 09:08:28

Artur McFeely



Usłyszawszy te słowa Artur natychmiast odłożył lampę i zaczął się ubierać.
-Niech Pan opowiada! Co się stało ?! Jacy oni ?! - powiedział nie przerywając się ubierać, gdy tylko skończył wyją z walizki swojego Colta. Wyjął również zapasowy płaszcz, który podał profesorowi.

Darth Misiekh - 2010-09-22 10:32:55

Jack Martin:


Innsomuth – Spotkanie




   W momencie gdy ostatnie słowa profesora zabrzmiały coś zaczęło się dziać. Niewiadomo skąd zaczeła otaczać ich mgła, tak gęsta że prawie namacalna.

   - Nie! – krzyk profesora stał się prawie nie do zniesienia – Panie Martin musi pan uciekać. Znaleźli nas .

   W tym samym momencie z przeciwnej strony wyłoniło się kilka osób. Wszystkie odziane były w długie czarne płaszcze. Ich twarze skryte były pod kapturami.

   - W imię Dagona! Oddajcie to co nienależny do was!



Dante Capone:


Innsomuth – Miasto





    Cóż te detektyw mógł tutaj robić?   W głowie młodego przestępcy rodziły się coraz to nowe pytania. Już miał wkroczyć i dowiedzieć się co tu jest grane gdy znów podniosła się ta przeklęta mgła. Unosiła się tylko chwilę ale wystarczyło by osoby które obserwował mogły sie oddalić.



Artur McFeely:


Innsomuth – Pokój




   Mężczyzna przyjął podawany mu przez Artura płaszcz:

   - Nazywają się Lożą Srebrnego Świtu. Jest to bractwo okultystyczne. Nie potrafię ustalić dlaczego ich wzrok padł akurat na was ale musi to być związane z czymś potężnym. Może odkryliście coś lub jesteście bliscy odkrycia czegoś, czego oni mogą chcieć. Trudno teraz jednoznacznie powiedzieć. Jedno jest pewne nie spoczną dopóki tego nie dostaną. -

Havoc - 2010-09-23 20:50:54

Jack Martin



Nie było czasu na zastanowienie się. Nie było czasu na odpowiedź. Jack szybko wykorzystał co mógł jako ochronę. Wrzucił nawet profesora w jakiś kąt. Zaczął strzelać do nadchodzących przeciwników. Nie strzelał na ślepo. Nie miał tyle amunicji.

UUkasz - 2010-09-24 15:44:04

Artur McFeely



Artur wyszedł z pokoju razem z profesorem i zapukał do drzwi Capone po czym do drzwi detektywa, jednak nie doczekał się odpowiedzi.
-Co pan miał na myśli mówiąc "Że jeszcze mnie nie dosięgli"?
-I gdzie są obaj moi towarzysze? Jaka Loża? Jakież znów odkrycie? - Artur nie potrafił okiełznać myśli które przepływały przez jego głowę.
-----
Post z edytowany.

Greyu - 2010-09-25 19:48:50

Dante Capone






-Ahahahaha!- Dante zaczął śmiać się bardzo głośno i wyraźnie.
-Przekażcie mi co przekazać macie, później bębenek zakręci się 5 razy...- Wyciągnął swój rewolwer, zakręcił magazynkiem i wycelował w tego, który stał po środku.

Darth Misiekh - 2010-09-30 19:28:08

Jack Martin:


Innsmouth – Spotkanie





   Profesor upadł niedaleko detektywa. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
   
   - To nic nie da! – krzyczał w stronę Jack`a

   Pocisk za pociskiem opuszczał lufę pistoletu, każda z nich mknęła z śmiertelna precyzją. Najbardziej z wysuniętych oprawców zgiął się w śmiertelnym ukłonie.

   - Bracia w imię Dagona! – wycharczał – On nas ochroni!

   Jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki z ziemi zaczęła podnosić się  ciężka, śnieżnobiała mgła. Detektyw zdążył dostrzec jeszcze jak kolejny z tajemniczych mężczyzn pada od jego strzału. W niespełna kilkanaście chwil później nie był już w stanie dostrzec niczego przez mgłę.



Dante Capone:


Innsmouth – Miasto





   Dopiero po chwili dotarło do niego, że mierzy w pustkę. Wystarczyła chwila dekoncentracji spowodowana pojawieniem się tajemniczej mgły by Jack wraz z tajemniczymi członkami Loży Srebrnego Świtu zniknęli.



Artur McFeely:


Innsmouth – Przed hotelem





   - Zaczęliście się interesować sprawą która może doprowadzić do końca świata jaki znamy. Wiem, że teraz brzmi to dziwnie ale zapewniam pana, że jest to poważna sprawa. Trzeba jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego miasteczka. Pozostawmy na razie pytania na później gdy czas i okoliczności na to będą pozwalały, dobrze? Wpierw znajdźmy twoich towarzyszy. -

UUkasz - 2010-10-02 08:35:12

Artur McFeely



-Ma Pan jakieś auto? Bo bardzo by się przydało. - powiedział wychodząc z hotelu razem z profesorem.
Artur kompletnie nie wiedział gdzie mogą być jego towarzysze, a w jego głowie rodziło się pytanie czy jeszcze ich zobaczy.

Greyu - 2010-10-04 20:53:22

Dante Capone






  Trzymał broń w pogotowiu, na wszelki wypadek, nie wiadomo kiedy postacie znów się pojawią. Szedł przed siebie, wciąż szukał Jacka Martina.

Havoc - 2010-10-10 11:45:25

Jack Martin



- Niech to szlag. - odezwał się Martin. Spróbował złapać Profesora i biec z nim. Miał nadzieję, że pamiętał jakąś uliczkę do której mógł nawiać z starcem.

Darth Misiekh - 2010-10-14 10:29:32

Jack Martin:


Innsumoth – Spotkanie




   - I tak nie uciekniecie! Oddajcie to co nie należy do was, a pozwolimy wam odejść!   –

   Detektyw wraz z profesorem biegiem ruszyli w stronę miasteczka i rzucili się w gąszcz uliczek. Byle dalej od zagrożenia. Gdy oddalili się na tyle by nie słyszeć już śmiechu kultystów, profesor przystanął:

   - Ja już nie mogę. Płuca palą mnie jakby były zrobione z gorącego żelaza. Niech pan idzie po swoich towarzyszy Martin. Ja natomiast postaram się o jakiś środek lokomocji. Spotkamy się za dziesięć minut na drodze wyjazdowej z miasteczka. Zrozumiał pan?   –



Dante Capone:


Innsumoth – Miasto




Do uszu młodego pana Capona doleciało słabe dźwięki wystrzałów. Dochodziły one z obrzeży miasta i mogły świadczyć tylko o jednym ktoś, gdzieś ma kłopoty? Kim był ten „ktoś” było już innym problemem . . .



Artur McFeely:


Innsumoth – Przed hotelem 




   Profesor stanął jak skamieniały. Z jego twarzy odpłynęły już resztki kolorów. Wyglądał teraz jak jeden z żywych trupów występujących w podrzędnych filmach grozy.

   - To . . . to panowie nie mają?   – wydukał

UUkasz - 2010-10-28 20:48:30

Artur McFeely



-Nie. Przyjechaliśmy samochodem Pana Capone. Nie mam pojecie gdzie może być teraz szofer i jego samochód. - powiedział Artur.
-Wyjdźmy z hotelu i rozejrzyjmy się za czymś. - dokończył i zaczął schodzić razem z profesorem na dół.

Havoc - 2010-11-01 13:22:16

Jack Martin



Cholerne miasto. pomyślał Jack. Skinął tylko profesorowi i pobiegł w stronę hotelu. Miał nadzieję, że spotka towarzyszy.

www.pilkarze.pun.pl www.kszoryultras.pun.pl www.125dys.pun.pl www.harrypottergramy.pun.pl www.duel0masters.pun.pl